Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia z urzędu uznał brak "znamion czynu zabronionego" prezesa PiS. B. wicepremier z LPR (dziś adwokat) wytoczył swemu b. premierowi proces karny za zniesławienie. W swym prywatnym akcie oskarżenia twierdził, że jako adwokat wymaga nieposzlakowanej opinii, a zarzut kłamstwa pozbawia go potrzebnego do tego zaufania. Na podstawie wiele razy krytykowanego art. 212 par. 2 Kodeksu karnego za zniesławienie w mediach grozi nawet do roku więzienia. Trwa społeczna kampania o jego likwidację. W 2010 r. Giertych oświadczył, że Kaczyński jako premier zbierał "haki" na polityków koalicji (Samoobrony i LPR) i opozycji. Według Giertycha, forma zbierania "haków" na Tuska "była obrzydliwa", a dane te dotyczyły spraw "bardzo odległych, z przeszłości". Zdaniem Giertycha wszyscy politycy PO mieli założone teczki. - To są kłamstwa, nie mające faktycznych przesłanek - replikował Kaczyński. - Nie było żadnych teczek, nie było żadnych akcji ad personam wobec kogokolwiek - zapewniał szef PiS, który pozwał za to Giertycha. Także on pozwał Kaczyńskiego za zarzut kłamstwa oraz wytoczył mu proces karny (prezes PiS zrzekł się do tej sprawy immunitetu poselskiego). Oba procesy cywilne trwają przed Sądem Okręgowym w Warszawie. W obu powodowie żądają od adwersarzy publikacji przeprosin m.in. w telewizjach, czego koszt może wynieść kilkaset tysięcy zł. Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że jego słowa były prawdziwe albo wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, bo działał w interesie publicznym. We wtorek sąd zebrał się na posiedzeniu wyznaczonym z urzędu "w przedmiocie umorzenia postępowania karnego". Adwokat Giertycha mec. Katarzyna Leder-Salgueiro była przeciwna umorzeniu. Argumentowała, że dopiero po przeprowadzeniu całego przewodu sąd będzie mógł ocenić zasadność oskarżenia. - Oskarżony mógł powiedzieć, że Giertych "mija się z prawdą", a słowa "kłamie" użył celowo - mówiła. Powołując się na orzecznictwo Trybunału w Strasburgu, podkreślała, że wolność słowa podlega ograniczeniom ze względu na prawa innych osób. W sądzie nie było ani Kaczyńskiego, ani jego adwokata. W ustnym uzasadnieniu postanowienia sędzia Małgorzata Drewin podkreśliła, że Kaczyński nie odnosił się do właściwości i cech osobistych Giertycha i nie twierdził, że jest kłamcą, a jedynie mówił, że kłamstwem są jego wypowiedzi o zbieraniu haków. Oskarżony nie mógł inaczej odnieść się do tego zarzutu niż mówiąc, że to nieprawda; mieściło się to w granicach dopuszczalnej obrony - dodała sędzia. Według niej, przesądza to, że nie można uznać, by Kaczyński chciał zdyskredytować Giertycha w opinii publicznej, wobec czego nie doszło do przestępstwa. Sędzia w uzasadnieniu wspominała o "kalamburach słownych", o "paradoksie kłamstwa" oraz o tym, że "filozofowie zastanawiali się, czym jest prawda, co do dziś jest przedmiotem zainteresowania". Zarazem dodała, że takie "akademickie rozważania" nie są przedmiotem rozstrzygnięcia. W rozmowie telefonicznej z PAP Giertych nie chciał się odnieść merytorycznie do słów sędzi. Zapowiadając zażalenie do sądu okręgowego, powiedział że fakt zwołania posiedzenia z urzędu przez sąd wskazywał na zamiar umorzenia sprawy. - Mam wrażenie, że sąd rejonowy po prostu nie lubi się zajmować sporami miedzy politykami - powiedział, odnosząc się do innego procesu, jaki przed tym sądem wytoczył Kaczyńskiemu b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek. - Gdyby pan Kaczyński dotrzymał słowa i wycofał się z polityki po przegranych wyborach, to kto wie, czy bym nie odpuścił tej sprawy - dodał Giertych. Latem br. Andrzej Lepper zeznał - jako świadek w procesie Kaczyński kontra Giertych - że Kaczyński gromadził materiały mające na celu kompromitację przedstawicieli innych partii politycznych. Adwokatka Giertycha we wtorek złożyła te zeznania Leppera - który w sierpniu br. popełnił samobójstwo - jako "dowód na potwierdzenie aktu oskarżenia".