Siedmioosobowy skład NSA odpowiedział dziś na pytanie prawne trzech sędziów NSA w sprawie wątpliwości, jaki tryb - sądowy czy administracyjny - ma obowiązywać przy ubieganiu się o zwrot dóbr wadliwie przejętych przez państwo na mocy dekretu PKWN z 1944 r. o tzw. reformie rolnej. Odpowiedź formalnie wiąże tylko skład NSA, który zadał pytanie; inne organy mogą brać ją pod uwagę. Dawni właściciele bądź ich spadkobiercy opierali swe roszczenia (jest ich ok. kilkunastu tysięcy) na rozporządzeniu ministra rolnictwa z 1945 r., występując na tej podstawie do wojewodów o stwierdzenie, czy dany majątek mógł podlegać "reformie" z 1944 r. Od odmownych decyzji można odwołać się do ministra rolnictwa, a potem złożyć skargę do sądów administracyjnych. Jeszcze w 2006 r. siedmiu sędziów NSA potwierdziło właśnie taki tryb administracyjny. W marcu 2010 r. Trybunał Konstytucyjny stwierdził jednak, że rozporządzenie straciło moc jeszcze w 1958 r. i nie może być podstawą decyzji administracyjnych, a postępowania mają się toczyć przed sądami powszechnymi. TK ogłosił swe stanowisko w składzie trzech sędziów i to tylko w uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu postępowania. Od tego czasu wojewodowie i minister kierowały takie sprawy do sądów cywilnych. NSA orzekł, że decyzja TK nie jest wiążąca prawnie, bo nie była orzeczeniem merytorycznym, ale tylko postanowieniem. Według NSA rozporządzenie może być nadal stosowane, bo m.in. miało służyć naprawianiu nieprawidłowości przy przejmowaniu dóbr przez państwo po 1944 r. - Realizacja reformy często była wadliwa, bo część przejmowanych nieruchomości nie spełniała kryteriów z dekretu - mówił prezes NSA Roman Hauser w ustnym uzasadnieniu uchwały NSA. Dodał, że NSA nie rozstrzyga, z jakim skutkiem będą rozstrzygane spory na tle dekretu. Polskie Towarzystwo Ziemiańskie uznawało, że tryb sądowy jest bardziej kosztowny i przerzuca na dawnych właścicieli obowiązek dowodzenia swych racji, podczas gdy organ administracji musi brać pod uwagę wszelkie okoliczności (choć daną sprawę bada nawet kilka lat). Potwierdzenie stanowiska TK oznaczałoby też nieważność tysięcy wcześniejszych decyzji administracyjnych, częściowo korzystnych dla b. właścicieli - mówił dziennikarzom w NSA członek zarządu PTZ Stanisław Ziemecki. Np. w 2008 r. wojewoda mazowiecki zwrócił rodzinie Morawskich zespół pałacowo-parkowy w Małej Wsi pod Grójcem, bo w tym przypadku dekret PKWN nie mógł być zastosowany (nie przewidywał on przejmowania nieruchomości, które nie miały charakteru rolnego). Z kolei także w 2008 r. Sąd Najwyższy potwierdził, że inny cenny pałac w okolicach stolicy - w Otwocku Wielkim nie będzie zwrócony rodzinie Jezierskich. Uznano, że nie wykazali oni, by majątek nie podlegał dekretowi, gdyż nie wystąpili o takie stwierdzenie do wojewody. Zwrot nieruchomości, w stosunku do której wadliwie zastosowano dekret z 1944 r., jest możliwy tylko wobec obiektów z zasobu Skarbu Państwa lub jednostek samorządu terytorialnego. Niedługo Sąd Najwyższy zbada pytanie prawne, czy majątki ziemskie odbierane właścicielom po 1944 r. przechodziły na własność państwa z mocy prawa, czy też wymagało to oddzielnych decyzji wywłaszczeniowych. Uznanie, że wymagało to oddzielnych decyzji, byłoby "rewolucją" - mówią przedstawiciele ziemian. Historycy uznają dziś, że celem "reformy rolnej" nie była poprawa stanu rolnictwa, lecz dalsze rozdrobnienie rolnictwa przez parcelację majątków ziemskich (które jako jedyne na wsi prowadziły produkcję towarową) dla pozyskania małorolnego chłopstwa - przed i tak planowaną w następnym etapie działań komunistów pełną kolektywizacją rolnictwa. Trwa wiele procesów o zwrot majątków i dworów, wytaczanych państwu przez dawnych właścicieli, którzy wciąż nie mogą się doczekać ustawy reprywatyzacyjnej. Ostatnio resort skarbu przygotował projekt przewidujący tzw. świadczenia pieniężne dla dawnych właścicieli (którzy byli obywatelami Polski w chwili utraty mienia) lub ich spadkobierców. Występowaliby oni do wojewodów, którzy wydawaliby decyzje o prawie do zadośćuczynienia i wartości danego majątku. Wysokość świadczeń zależałaby od podzielenia przeznaczonej na ten cel kwoty ok. 20 mld zł przez ogólną wartość przejętego mienia, wynikającą z decyzji wojewodów. Według państwa dokonane przekształcenia własnościowe uniemożliwiają restytucję mienia w naturze, a stan finansów nie pozwala na wypłatę pełnych odszkodowań. Środowiska dawnych właścicieli krytykują projekt za to, że nie jest reprywatyzacją, lecz "uznaniowym zasiłkiem". Za jego główną wadę uznają niemożność zwrotu w naturze - podczas gdy przejęte przez państwo zespoły dworsko-parkowe często popadają w ruinę. Polska jest jedynym państwem postkomunistycznym, które nie uregulowało całościowo stosunków własnościowych.