Zamknięta dziś przez sąd apelacyjny sprawa trwa już 26 lat. Sąd kolejny raz rozpatrywał apelację obrony Ireneusza K., który w maju zeszłego roku został skazany na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. K. był sądzony wtedy piąty raz, po raz pierwszy zapadł wyrok skazujący. Podstawą wyroku były zeznania Cezarego F., kolegi Grzegorza, który został razem z nim zatrzymany. To on wskazał, że Przemyka bił milicjant, który miał pałkę służbową - a miał ją Ireneusz K. Władze PRL zrobiły jednak bardzo wiele, by utrudnić zeznawanie F., dyskredytowano go i inwigilowano. Sąd zaznaczył, że w 1983 r. Cezary F. nie mógł rozpoznać K., bo świadkowi okazano wtedy kilkudziesięciu milicjantów ucharakteryzowanych tak, by jak najmniej różnili się między sobą. Sądy - raz w PRL i cztery razy po 1989 r. - uwalniały Ireneusza K. od winy w tej jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL. Wyroki uniewinniające uchylały sądy wyższych instancji. Sąd Okręgowy w Warszawie przed rokiem nie miał wątpliwości, że K. był jednym z trzech milicjantów, którzy w maju 1983 r. bili Przemyka w komisariacie MO na Starym Mieście w Warszawie. W PRL władze usiłowały przerzucić odpowiedzialność na sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. Zarazem sąd I instancji uznał, że czyn K. - jako czyn karalny funkcjonariusza publicznego z PRL - nie przedawnił się. Właśnie to ustalenie kwestionowała obrona. Sąd apelacyjny chciał, by w sprawie wypowiedział się też Sąd Najwyższy i zadał mu pytanie prawne, ale we wrześniu SN odmówił odpowiedzi uznając, że SA sam powinien rozstrzygnąć kwestię, w której nie ma żadnej prawnej niejasności. Kodeks karny - wyliczając jakie czyny funkcjonariuszy nie przedawniają się, nie wymienił paragrafów, lecz opisał poszczególne stany prawne. Adwokaci wyciągają z tego wniosek, że skoro art. 158 Kk (dotyczący śmiertelnego pobicia, o które oskarżony jest Ireneusz K.) nie jest wymieniony w kodeksie, nie można stosować tego przepisu o przedawnieniu, lecz stosować zasady ogólne i przepisy wprowadzające kodeks. Z kolei zdaniem oskarżycieli wystarczy, że opis czynu odpowiada treści zapisu o przedawnieniu, by zastosować ten paragraf. SA uznał, że sprawa się przedawniła i to już w 2005 r. Uzasadnienie poniedziałkowego wyroku miało więc bardzo formalny charakter, bo sąd nie odnosił się w ogóle do czynu zarzuconego Ireneuszowi K. - Gdy sąd stwierdzi istnienie tzw. bezwzględnej przesłanki odwoławczej, nawet nie bada pozostałych zarzutów apelacji - wyjaśnił sędzia Rafał Kaniok. Według sądu czyn zarzucony Ireneuszowi K. - umyślny udział w pobiciu z nieumyślnym skutkiem (w postaci śmierci lub ciężkiego uszkodzenia ciała) - nie jest objęty artykułem Kk, który przewiduje, że nie przedawniają się najcięższe umyślne przestępstwa popełnione przez funkcjonariuszy publicznych. Sąd podkreślił, że K. nie zarzucono umyślnego spowodowania śmierci ani ciężkiego uszkodzenia ciała - gdyby tak było, to sprawa by się nie przedawniła. - Przepis wymieniający przestępstwa funkcjonariuszy publicznych, które się nie przedawniają, nie wymienia art. 158 Kk. Nie można więc interpretować go w sposób rozszerzający - podkreślił sąd. - Sprawiedliwości stało się zadość - mówił po wyroku jeden z obrońców Ireneusza K., mec. Jan Brzykcy. Dodał, że jego klient stawał w tej sprawie przed sądami przez 26 lat. - Jeśli w tej sprawie nie będzie polityki, to nie spodziewam się, aby zapowiedziana przez drugą stronę kasacja przyniosła jakiś skutek - dodał drugi obrońca, mec. Grzegorz Majewski. Ojciec Przemyka - Leopold, zrezygnowany wyszedł z sali sądu i z początku nie chciał komentować wyroku. Po dłuższej chwili powiedział, że nie rozumie, czemu sąd wydał taki wyrok. - Wyciągnęli mi syna na komisariat, zabili, a teraz nie ma winnych - powiedział. Jego pełnomocnik, mec. Andrzej Zalewski powiedział dziennikarzom, że taki wyrok oznacza, iż umorzyć będzie trzeba wiele innych spraw ofiar stanu wojennego pobitych na komisariatach milicji. - Tam zwykle było tak, że biło wielu milicjantów i nie da się ustalić, kto, czego dokonał, ani tym bardziej - czy przewidywał skutki - powiedział, zapowiadając kasację do SN. 12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk z kolegą świętował zdane egzaminy na Pl. Zamkowym w Warszawie. Zatrzymali go milicjanci. Zabrali Przemyka, który nie miał dokumentów, na komisariat, gdzie go skatowali. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją przeciw władzom. Ireneusz K., 20-letni wówczas zomowiec, po 1989 r. pracował jeszcze w policji w Biłgoraju. Obecnie jest na mundurowej emeryturze. W 1997 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił K., a dyżurnego z komisariatu Arkadiusza Denkiewicza skazał na dwa lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbywanie kary). Oficera KG MO Kazimierza Otłowskiego skazano na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony). Dwa lata temu pion śledczy IPN postawił pierwszym dwóm osobom zarzuty za utrudnianie śledztwa w sprawie Przemyka oraz zastraszanie Cezarego F. i jego rodziny. Grozi im do trzech lat więzienia. W sierpniu 2007 r. prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Przemyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.