W tej samej sprawie - jak poinformowała Prokuratura Krajowa - skazanych zostało też trzech innych członków zbrojnego ramienia grupy mokotowskiej: Robert M. "Ternit" - również na dożywocie, Tomasz R. "Garbaty" - na 9,5 roku więzienia oraz Sławomir B. - na 11 lat więzienia. Proces rozpoczął się w październiku ubiegłego roku; akt oskarżenia został skierowany przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie w lipcu 2016 r. Wojna o wpływy pomiędzy gangami Sprawa "Maxa" i "Postka" była głośna w mediach m.in. z powodu okrucieństwa ich porywaczy. Zginęli - według śledczych - z powodu swoistej wojny o wpływy, która toczyła się pomiędzy dwiema bezwzględnymi grupami: "Mokotowem" i gangiem Marka K. ps. Muł, znanego jako "gang Mutantów". "Mutanci" zasłynęli w 2002 r., gdy starli się z policjantami w podwarszawskiej wsi Parole. Przestępcy próbowali wtedy odbić skradzionego wcześniej tira z telewizorami; w akcji zginął policjant podkom. Mirosław Żak. Do gangu "Mutantów" należeli też Robert Cieślak i Białorusin Igor Pikus, których policjanci - w marcu 2003 r. - próbowali zatrzymać w podwarszawskiej Magdalence. W wyniku m.in. wybuchu min pułapek zginęło dwóch antyterrorystów, a 16 zostało rannych. Obaj przestępcy zginęli w strzelaninie. "Max" i "Postek" zostali uprowadzeni we wrześniu 2002 r. Wywieziono do lasu i brutalnie zamordowano. Ciała obu mężczyzn odnaleziono dopiero w 2014 r., po długim śledztwie prowadzonym przez CBŚP. "Wojtas" i "Ternit" odpowiadali za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem Tomasza R. i Sławomira B. i za wzięcie "Postka" i "Maxa" w charakterze zakładników. S. odpowiadał też za porwania Grzegorza Z. ps. Pająk, w lutym 2002 r. oraz za podżeganie do zabójstwa kolejnej osoby i handel narkotykami. Kolejne procesy To nie jedyny proces, w którym "Wojtas" znalazł się na ławie oskarżonych. Również przed warszawskim sądem okręgowym toczy się proces 14 członków "obcinaczy palców", którym przewodzić miał właśnie Wojciech S. O samej grupie stało się głośno 13 lat temu. Nazwa pochodzi od sposobu działania grupy. Jej członkowie - "żołnierze Mokotowa" - wykorzystywani byli do rozliczeń z innymi gangami; wyspecjalizowali się też w porwaniach dla okupu. Dla swoich ofiar byli bezwzględni. Rodzinom - by przyspieszyć wypłacanie okupu - wysyłali obcięte palce porwanych. Według śledczych w latach 2003-2005, gang miał porwać ok. 20 osób. Stosował m.in. metodę "na policjanta". Od bliskich porwanych wyłudzono równowartość 7 mln zł. Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Płocku.