Sędzia Dorota Tyrała z Sądu Apelacyjnego w Warszawie utrzymała we wtorek w mocy wyrok skazujący "Salaputa" i czterech innych członków grupy markowskiej, który w czerwcu 2017 r. wydał Sąd Okręgowy Warszawa-Praga. Sąd oddalił apelacje oskarżonych, które szczegółowo przedstawiali na poprzednim terminie. Sąd stwierdził, że apelacje obrońców jak i oskarżonych nie zasługiwały na uwzględnienie. "Sąd pierwszej instancji rozstrzygał w oparciu o kompletny materiał dowodowy (...) ocenił go zgodnie z zasadami wiedzy, logiki, doświadczenia życiowego, (...) ustalił stan faktyczny w zakresie wszystkich przypisanych oskarżonym czynów" - uzasadniła sędzia. Sąd nie podzielił wątpliwości obrońców dotyczących m.in. zeznań dwóch przestępców z grupy markowskiej, którzy zdecydowali się na współpracę z organami ścigania. Świadkowie ci mieli być torturowani przez policję w celu wymuszenia konkretnych zeznań. "Przemoc wobec tych świadków została udowodniona (...) nie wykazano jednak związku stosowania przemocy z przesłuchaniami i zmuszaniem do złożenia wyjaśnień określonej treści" - podkreśliła sędzia dodając, że świadkowie byli przesłuchiwani przez cztery miesiące, w różnych okolicznościach, także po opuszczeniu aresztów śledczych i nie odwołali swoich z zeznań do czasu procesu sądowego. "Zmienili swoje wyjaśnienia w obecności osób oskarżonych, bo próbowali się przed nimi w ten sposób tłumaczyć za wcześniej złożone wyjaśnienia" - stwierdził sąd. Wtorkowy wyrok jest prawomocny. Grupa "o charakterze zbrojnym" 55-letni Andrzej P. "Salaput" został skazany na 15 lat więzienia za założenie grupy "o charakterze zbrojnym" tuż po wyjściu z więzienia w 2004 roku i kierowanie nią aż do 2009 roku, kiedy został zatrzymany. "Salaput" miał także czerpać korzyści z cudzego nierządu przez ściąganie haraczy od tzw. tirówek, brać udział w obrocie narkotykami, a także w paserstwie kradzionych maszynek do golenia. Przed Sądem Apelacyjnym wnosił o uniewinnienie. Twierdził, że sąd pierwszej instancji był w toku procesu "mało aktywny", a on sam skończył jedynie osiem klas szkoły podstawowej. "Nie jestem jakiś mędrzec. To sąd powinien przesłuchiwać" - stwierdził Andrzej P. Wyroki dla "Komandosa" i "Dragona" Wojciech Sz. "Komandos" musi spędzić w izolacji 25 lat. Na taką karę został skazany za członkostwo w grupie markowskiej oraz udział w strzelaninie pod cmentarzem w Markach w marcu 2009 roku. Na podstawie zeznań skruszonych przestępców śledczy ustalili, że "Komandos" i Rafał K. "Dragon" (skazany na 15 lat) próbowali zabić członków grupy "szkatułowej" (od szefa grupy Rafała S. ps. Szkatuła). Przestępcy otworzyli ogień podczas tzw. rozkminki, na której miały być ustalane warunki ściągania pieniędzy od przydrożnych prostytutek. "Szkatułowi" wyszli ze zdarzenia cało. Zginął jeden z "markowskich" - Tomasz W. "Króciak". Według prokuratury, a także sądu pierwszej instancji, śmiertelnie ranić miał go kolega z grupy Michał S. "Mundek", za co został skazany na 10 lat więzienia. Komandos: Siedzę niesłusznie "Komandos" stwierdził, że jest on w tej sprawie "kozłem ofiarnym". "Uznano, że trzeba mnie skazać, bo mam swoją przeszłość" - powiedział Wojciech Sz. przed sądem odwoławczym, nawiązując do zabójstwa policjanta z Żyrardowa, za które kilkanaście lat przesiedział w więzieniu. "Wtedy siedziałem słusznie, teraz siedzę niesłusznie. To żadna frajda siedzieć za friko" - mówił. Jego adwokat podnosił w apelacji, że "wspólne zamieszkiwanie, spędzanie czasu, wcale nie oznacza brania udziału w zorganizowanej grupie przestępczej". "To była zbieranina znajomych" - powiedział mecenas. Mariusz R. "Kaczor" został skazany na 6 lat więzienia, Rafał K. "Dragon" na 15 lat, a Michał S. "Mundek" na 10 lat pozbawienia wolności.