W 2010 r. IPN zarzucił 75-letniemu dziś Towpikowi (do 2009 r. był przedstawicielem RP przy ONZ w Nowym Jorku), że w oświadczeniu lustracyjnym zataił związki z wywiadem PRL w latach 1977-90, gdy miał być kontaktem operacyjnym o kryptonimie "Spokojny". Towpik mówi, że nie był agentem, a podczas służby dyplomatycznej rozmawiał z różnymi osobami, nie zawsze wiedząc, kim naprawdę jest rozmówca. W 2012 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga oczyścił go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego, ale rok później sąd apelacyjny uchylił to orzeczenie z powodu stwierdzenia jego błędu i sprawa wróciła do ponownego rozpoznania w I instancji. Proces rozpoczął się we wtorek przed SO Warszawa-Praga. W odróżnieniu od pierwszego procesu, wtorkowa rozprawa była częściowo jawna, ale następne będą już się odbywać z wyłączeniem jawności. "Nigdy nie wyraziłem zgody na współpracę ze służbami i nigdy takiej współpracy nie podjąłem. Fakt zarejestrowania mnie jako kontakt operacyjny w 1977 r. był mi nieznany, podobnie jak fakt wyrejestrowania w 1990 r. O nadaniu mi w MSW kryptonimu "Spokojny" dowiedziałem się dopiero w IPN. Nie ma nawet dokumentów, które mogłyby sugerować moją gotowość do podjęcia współpracy" - mówił we wtorek przed sądem lustrowany. "Gdy byłem pierwszym ambasadorem Polski przy NATO, w delegacjach z innych krajów spotykałem na różnych rozmowach osoby, z którymi stykałem się wtedy. Gdybym rzeczywiście był współpracownikiem byłych służb, te osoby zapewne by to odnotowały i moja misja przy NATO dobiegłaby końca" - mówił Towpik. Uważa on, że stwierdzenie IPN o rzekomym pozyskaniu go przez wywiad PRL w 1977 r. nie jest oparte na żadnym dowodzie. "Potwierdza to zeznanie byłego funkcjonariusza Wiesława Stypczyńskiego, który miał ze mną przeprowadzić rozmowę w 1977 r." - wskazał. Wspominając to spotkanie Towpik dodał, że oświadczył wtedy Stypczyńskiemu, iż "chce pracować dla MSZ, a nie dla MSW i MSZ" i jeśli ma być inaczej, to może nie jechać na żadną placówkę. "On namawiał, żebym się jeszcze zastanowił, ale na kolejnym spotkaniu ja zająłem takie samo stanowisko. Pamiętam, że po powrocie do domu powiedziałem nawet żonie, że chyba na placówkę nie pojedziemy" - mówił. W opinii Towpika, przypisywane kontaktowi "Spokojny" opinie mogły pochodzić z ogólnych spotkań, narad i odpraw polskich dyplomatów, w trakcie których się wypowiadał. "Nigdy nie wypowiadałem się o sprawach rozpoznawania funkcjonariuszy służb innych państw w ich oficjalnych delegacjach, ani kwestiach takich jak np. problem emigracji Żydów z ZSRR - co przypisano mi w raportach" - dodał. Uważa on, że notatki służb z rzekomych spotkań ze "Spokojnym" nie odzwierciedlają faktycznego przebiegu tych rozmów. "Są przełożone w służbowym żargonie, dla przełożonych, aby funkcjonariusz mógł wykazać się przed nimi swą determinacją" - ocenił. Zaprzeczył też, by przekazał służbom spis swych kontaktów ze spotkania w Sztokholmie. "Zasadą w służbie dyplomatycznej jest sporządzenie dla swego następcy na opuszczanym stanowisku notatki ze spisem kontaktów. Taką notatkę sporządziłem i pozostawiłem szefowi delegacji. Ta notatka nie ma żadnych znamion notatki dla służb - tych nie pisze się na maszynie, lecz odręcznie i się ją podpisuje. Moja notatka była sporządzona na maszynie i sprawia wrażenie wyjętej z jakiegoś większego dokumentu, z odręcznym dopiskiem - ale nie moim" - podkreślił. Lustrowany przytoczył też zeznanie Stypczyńskiego: "pan Towpik nie chciał angażować się w pomoc naszemu wydziałowi, ale jeśli wyjeżdżał przedstawiciel państwa polskiego, musiał być zarejestrowany przez wywiad i musiało też być dokonane zabezpieczenie w biurze C. Dokonano też rejestracji jako kontakt operacyjny, bo innej formy rejestracji nie było, a kryptonim dla kontaktu mógł nadać każdy oficer lub przełożony - nie on to w każdym razie zrobił. Stypczyński dodał, że +tak nigdy nie było+, aby kontakt operacyjny był świadomy, że współpracuje z wywiadem" - przypomniał Towpik. Wskazał też na słowa Stypczyńskiego, który zaprzeczył, by Towpik został pozyskany. Jak mówił Towpik, na placówkach i wyjazdach zagranicznych unikał spotkań z przedstawicielami służb, w szczególności spotkań na osobności, nie zawsze wiedział nawet, kto w delegacji lub w ambasadzie jest ze służb (np. jak mówił, podczas pobytu w Sztokholmie nie odgadł, że oficerem służb jest tam Sławomir Petelicki; z kolei w Genewie, według słów Towpika, rezydował wtedy Gromosław Czempiński, który jednak nie wydawał mu żadnych poleceń ani nie odbywał spotkań. "Czasami to, kto jest ze służb, wynikało z treści pytań, jakie na ogólnych spotkaniach zadawały określone osoby. Na pytania wykraczające poza temat konferencji międzynarodowej, w której uczestniczyłem - nie odpowiadałem. Za kawę w kawiarni płaciłem sam" - zapewnił. Towpik, absolwent SGPiS i Szkoły Służby Zagranicznej, studiował też na nowojorskim Uniwersytecie Columbia. Od 1975 r. w MSZ. Od 1977 do 1981 r. był I sekretarzem ambasady PRL w Hiszpanii, potem radcą-ministrem w Polskiej Misji przy Biurze ONZ w Genewie. W 1990 r. przewodniczył polskiej delegacji na rozmowy o rozwiązaniu Układu Warszawskiego. Od 1994 do 1997 był wiceszefem MSZ, gdzie odpowiadał za politykę bezpieczeństwa. Był szefem polskiej delegacji prowadzącej negocjacje w sprawie wstąpienia naszego kraju do NATO. W 1997 r. został przedstawicielem Polski przy NATO, a w 1999 r. stałym przedstawicielem RP w Radzie Północnoatlantyckiej. Od 2002 r. - wiceszef MON ds. współpracy międzynarodowej i polityki obronnej. Od 2004 r. do 2010 r. był szefem Stałego Przedstawicielstwa RP przy ONZ. W 2009 r. - w 10. rocznicę wstąpienia Polski do NATO - prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Prezydent podkreślał wtedy, że Towpik odegrał wielką rolę w niełatwej drodze Polski do NATO, a odznaczenie jest także dowodem uznania za jego wieloletnią działalność w polskiej dyplomacji.