Niesiołowski powiedział, że czuje się usatysfakcjonowany decyzją sądu. Dodał, że to nie był proces o pieniądze. - Najważniejsze jest to, że sąd przyznał, że zachowałem się nie tak, jak kłamało na mój temat Radio Maryja, ale zachowałem się przyzwoicie; sąd oddał mi pełną satysfakcję - powiedział. Pierwsza ze spraw miała związek z zarzutem wobec Niesiołowskiego sformułowanym przez jednego z prowadzących program w Radiu Maryja. Powiedział on, że Niesiołowski po aresztowaniu w 1970 r. "zaczął sprzedawać kolegów" z organizacji Ruch i "w nagrodę za taką postawę" dostał mały wyrok. Słowa zakonnika Niesiołowski uznał za "rażące naruszenie jego czci i zbiór kłamstw o wyjątkowo zniesławiającym charakterze". Audycja nadana została w listopadzie 2008 roku. Było to już po tym, gdy prezes PiS Jarosław Kaczyński w trakcie sejmowej debaty nad odwołaniem Bronisława Komorowskiego z funkcji marszałka Sejmu komentował wypowiedź Niesiołowskiego. - Mogę tu przynieść pewną książkę i troszkę ją poczytamy publicznie. Będzie pan bardzo czerwony. Bo sypać w pierwszym przesłuchaniu w tak haniebny sposób, to naprawdę fatalna sprawa - mówił J. Kaczyński do Niesiołowskiego. Chodziło o publikację IPN autorstwa Piotra Byszewskiego pt. "Działania Służby Bezpieczeństwa wobec organizacji Ruch". Media podały potem, że publikacja cytuje zeznania aresztowanego w czerwcu 1970 r. Niesiołowskiego, składające się głównie ze stwierdzeń "nie wiem, nie znam" itp. Niesiołowski i przywódca "Ruchu", dzisiaj poseł PO Andrzej Czuma, dostali najwyższe w PRL wyroki za działalność polityczną - po siedem lat więzienia. O sprawie dyskutowano na antenie Radia Maryja 9 listopada 2008 r. w programie o. Benedykta Cisonia. Rozmawiał on wcześniej z Elżbietą Królikowską-Avis, b. działaczką "Ruchu", twierdzącą, że zeznania Niesiołowskiego ze śledztwa zaszkodziły jej. W 2007 roku Niesiołowski wygrał z nią proces w sprawie tych zarzutów. O. Cisoń zaprosił do wypowiedzi słuchaczy. Po jednej z wypowiedzi słuchacza o. Cisoń odparł: "(...) Wszystko wskazuje na to, że już od 20 czerwca 1970 roku pan Stefan Niesiołowski zaczął donosić, czyli zaczął sprzedawać swoich kolegów z pierwszego dnia aresztowania (...)". Słowa zakonnika Niesiołowski uznał za zniesławiające jego dobre imię. Podobnego zdania był łódzki sąd. Uznał, że w nadanej audycji padły sformułowania naruszające "cześć i dobre imię powoda", mogące poniżać go w oczach społeczeństwa. Według sądu nie można udowodnić, że Niesiołowski "zeznawał za mniejszy wyrok". - Nie można tego powodowi przypisać, tym bardziej, że dostał najwyższy wyrok w tej sprawie - mówił sędzia Paweł Filipiak. Zwrócił uwagę, że wolność mediów jest cenną zdobyczą, ale dziennikarze muszą dochować należytej staranności w swoich informacjach. W tym przypadku - zdaniem sądu - takiej staranności nie zachowano. - Mieliśmy raczej do czynienia z niedbalstwem dziennikarza - mówił sędzia. Według niego, powołanie się w audycji na wypowiedzi jednej osoby (Elżbiety Królikowskiej-Avis), która była dodatkowo skonfliktowana z Niesiołowskim, jest właśnie takim niedbalstwem. Tym bardziej - jak powiedział sędzia - że wypowiedzi Królikowskiej-Avis są sprzeczne z dostępnymi dokumentami. Dlatego powództwo w tej sprawie jest uzasadnione, a kwota zadośćuczynienia - 10 tys. zł - jest odpowiednia do stopnia krzywdy. - Sąd zasądził 10 tys. zł, mając na uwadze zasadę mniejszej ochrony polityków przed ocenami wypowiedzi w dyskursie publicznym. Orzecznictwo przyjmuje tzw. zasadę grubej skóry, czyli zasadę, na podstawie której politycy godzą się na niekorzystne dla nich ocenianie i komentowanie ich wystąpień, działań - powiedział Filipiak. Po ogłoszeniu wyroku Niesiołowski powiedział, że był pewien pozytywnego dla niego wyroku sądu. Jak zaznaczył, było zupełnie nieprawdopodobne, żeby niezawisły sąd w demokratycznym państwie przyznał, że on denuncjował kolegów. - Byłem pewien, że wygram. Nie dopuszczałem nawet myśli, że mogę przegrać - podkreślił Niesiołowski. Dodał, że choć sąd nie użył w uzasadnieniu wprost słowa "kłamstwo", to de facto przyznał, że Radio Maryja kłamie. - O to mi chodziło; to był proces o to, że Radio Maryja kłamie - podkreślił Niesiołowski. Sąd odrzucił natomiast pozew wicemarszałka wobec spółki wydającej "Nasz Dziennik", na łamach którego ukazał się artykuł - jak twierdzi Niesiołowski - w którym również doszło do naruszenia jego dóbr osobistych. Zasadził jednocześnie od wicemarszałka na rzecz wydawcy gazety 2,4 tys. zł. - To drugorzędny problem. Oczywiście zapłacę, ale istotna dla mnie jest sprawa Radia Maryja - powiedział o tej decyzji sądu wicemarszałek Sejmu. Chodzi o artykuł "Obrona prawdy czy kłamstwa", w którym autor napisał m.in., że z "przewagi kombatanta nie potrafi też zrezygnować poseł Stefan Niesiołowski". "Trochę tak mimochodem rzucone przez niego w stronę idącego na mównicę sejmową Jarosława Kaczyńskiego: a ile ty siedziałeś w więzieniu, wywołała jak wiadomo odpowiednio mocną reakcję szefa PiS. Przypomniał on, że Niesiołowski w pierwszych dniach przesłuchań sypał kolegów z organizacji" - napisano w artykule. Według sądu, w tej wypowiedzi autora nie doszło do naruszenia dóbr osobistych Niesiołowskiego, bo artykuł jest relacją z pewnego zdarzenia. - Relacja jest wierna i zrównoważona - uznał sąd. Zdaniem sądu nawet jeśli ten artykuł wyraża pewne opinie jego autora, to nie ulega wątpliwości, że "wolność wyrażania opinii ma zastosowania nie tylko do takich informacji, które są przychylnie odbierane, lecz także do tych, które szokują, czy poruszają". - Takie są wymogi pluralizmu i tolerancji - mówił sędzia. W jego ocenie dziennikarz ma prawo do prezentowania swoich poglądów i opinii. Ruch to pierwsza w PRL konspiracyjna organizacja po 1956, która przyjęła program niepodległościowy. Po aresztowaniu i skazaniu w 1971 roku, Niesiołowski oraz przywódca Ruchu, obecnie poseł PO Andrzej Czuma, dostali najwyższe w PRL wyroki za działalność polityczną - po 7 lat więzienia. W 2002 r. Sąd Najwyższy uniewinnił opozycjonistów z tej organizacji z zarzutu "przygotowań do obalenia przemocą ustroju PRL". W ten sposób uwzględnił kasację ówczesnego prokuratora generalnego Lecha Kaczyńskiego.