Sąd przyjął w wyroku, że nie da się wykluczyć, iż raporty oficera SB ze spotkań z Niezabitowską były fałszowane, zaś sama rejestracja jej jako tajnego współpracownika SB - przedwczesna, a TW "Nowak" funkcjonował jako "martwa dusza". Niezabitowska twierdziła, że nigdy nie była agentem SB i kategorycznie odmawiała, gdy próbowano ją werbować. W grudniu 2004 r. sama ujawniła w prasie, że z jej akt w IPN wynika, iż na początku lat 80. współpracowała z SB pod kryptonimem "Nowak" - czemu od początku zaprzeczała mówiąc, że sfałszowano potwierdzające to dokumenty. Po kilku dniach Krzysztof Wyszkowski, b. sekretarz redakcji "Tygodnika Solidarność" i działacz Wolnych Związków Zawodowych oświadczył - powołując się na swoją teczkę, którą otrzymał z IPN - że Niezabitowska była TW "Nowak". Niezabitowska zwróciła się do IPN o przyznanie jej statusu pokrzywdzonego. Gdy go nie otrzymała, wniosła do sądu o autolustrację. Proces toczył się od maja 2005 r. Rozprawy odbywały się - na wniosek lustrowanej - za zamkniętymi drzwiami. W IPN zachował się mikrofilm materiałów SB o Niezabitowskiej oraz ich kserokopia - które IPN udostępnił dziennikarzom. Nie ma tam zobowiązania do współpracy; nie ma też własnoręcznie pisanych meldunków. Jest zaś m.in. dokument o okolicznościach pozyskania Niezabitowskiej - zatrudnionej wtedy w redakcji "Tygodnika Solidarność" - do współpracy z 15 i 16 grudnia 1981 r. oraz notatki oficera SB Roberta Grzelaka z kilkunastu spotkań z nią. 3 grudnia 1981 r. Niezabitowska wyjeżdżała do Francji. Po powrocie - mówił sąd - SB spowodowała, że przeszła ona szczegółową kontrolę osobistą, przejrzano też jej bagaż. Dwa tygodnie później, 15 grudnia 1981 r. Niezabitowską zatrzymano jak wielu innych opozycjonistów po wybuchu stanu wojennego. W SB przy ul. Rakowieckiej przesłuchano ją i dano do podpisu oświadczenie, że będzie przestrzegać ładu i porządku w PRL, zobowiązanie do zachowania tego przesłuchania w tajemnicy i deklarację, że po wypuszczeniu przyjdzie na spotkanie następnego dnia. Te trzy dokumenty Niezabitowska podpisała imieniem i nazwiskiem, zarazem odmawiając kategorycznie "zostania konfidentem bezpieki" - to według sądu bezsporne. O przebiegu późniejszych zdarzeń co innego mówiły zachowane w aktach dokumenty, a co innego Niezabitowska, jej oficer prowadzący Robert Grzelak i inni świadkowie. Według akt, 16 grudnia Niezabitowska miała przynieść na SB gotowe, spisane na maszynie i niepodpisane oświadczenie, że zgadza się z linią polityczną ekipy Wojciecha Jaruzelskiego i że nie będzie działać przeciwko rozlewowi polskiej krwi - Niezabitowska twierdziła, że zignorowała swoją deklarację z poprzedniego dnia i w ogóle nie przyszła na to spotkanie. Choć na nie nie przyszła, Grzelak sporządził raport, z którego wynikało, że podpisała deklarację lojalności wobec władz i przedstawiła listę pracowników "Tygodnika Solidarność". Później - jak mówiła Niezabitowska - unikała kolejnych spotkań z SB i, podobnie jak 15 grudnia, odmawiała współpracy. W aktach archiwalnych jest też sporządzony jej ręką spis pracowników "Tygodnika Solidarność" - według Niezabitowskiej, mógł on wpaść w ręce SB, gdy przeszukiwano jej bagaż na lotnisku - sąd nie podważył tej wersji. Na procesie Grzelak twierdził, że nie pamięta agenta "Nowak" i że Niezabitowska unikała spotkań z nim, a gdy już do nich dochodziło, nie udzielała interesujących SB informacji, ogólnikowo odpowiadając na zadawane jej pytania. Sąd przyjął w wyroku, że nie da się wykluczyć, iż raporty Grzelaka ze spotkań z Niezabitowską były fałszowane, zaś sama rejestracja jej jako tajnego współpracownika SB była przedwczesna - mówili o tym jego przełożeni z SB, którzy dodawali, że w tym czasie było "parcie" na zwiększenie liczby współpracowników w kręgach opozycji. Zarazem sąd podkreślał "heroiczne czyny" Niezabitowskiej w stanie wojennym - fotografowanie ruchów czołgów, czy spowodowanie przemycenia za granicę zdjęć internowanych kobiet oraz pierwszych fotografii Lecha Wałęsy po internowaniu. Analizując zeznania oficerów SB nadzorujących Grzelaka w inwigilującym opozycję departamencie III, sąd doszedł do wniosku, że nie jest wykluczone, iż rzeczywiście SB mogła wpisywać w raporty z rzekomych spotkań z agentem informacje z podsłuchów rozmów telefonicznych i kontroli korespondencji - przez ten czas bowiem Niezabitowska była nieustannie inwigilowana. Sąd podkreślił, że fałszowania podpisów "Nowak" nie wykluczył także biegły grafolog. Oceniając to, co powiedział sądowi Grzelak, sędzia Rafał Kaniok podkreślił, że nie da się wykluczyć zarówno tego, że Grzelak chroni swoje zachowanie i fikcyjną przedwczesną rejestrację Niezabitowskiej oraz fałszowanie raportów, jak i tego, że chroni Niezabitowską, którą w istocie wówczas pozyskał. - Nie da się wykluczyć, że Małgorzata Niezabitowska nie była agentem SB i nie da się wykluczyć, że nim była, dlatego wątpliwości należy rozstrzygnąć na korzyść lustrowanego - mówił sędzia Kaniok w ustnym uzasadnieniu wyroku. Sentencję orzeczenia oczyszczającego z zarzutu Niezabitowska przyjęła z wyraźnymi emocjami na twarzy, którą potem schowała w dłoniach. Gdy sąd po wyroku opuścił salę, unosząc dłonie w geście Victorii wykrzyknęła: "Tak! Tak! Jestem szczęśliwa. Sąd jest niezależny i sprawiedliwy". Potem uściskała swych adwokatów oraz obecnego na sali męża. Niezabitowska zapowiedziała w TVN 24, że przebieg swojej lustracji opisze w książce, która w najbliższym czasie zostanie wydana. Jak dodała, zamieści w niej "wszystkie papiery". Obrońca lustrowanej mec. Marek Małecki podkreślał, że sąd stosując gwarancje procesowe nie mógł wydać innego wyroku. Zastępca rzecznika interesu publicznego Andrzej Ryński wnosił o uznanie, że Niezabitowska skłamała w swym oświadczeniu. Mówił, że są dowody na to, iż od połowy grudnia 1981 r. do końca stycznia 1982 r. współpracowała z SB. Jej adwokaci chcieli, by sąd oczyścił ją z zarzutu współpracy, co ma wynikać z akt Instytutu Pamięci Narodowej. Nie wiadomo, czy będzie wnosił apelację; wyrok jest nieprawomocny.