Pytania do TSUE - jak poinformowano w komunikacie na stronie SN - wystosowała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która rozpatrywała jedną ze skarg nadzwyczajnych Prokuratora Generalnego. Chodziło o orzeczenie ws. zadośćuczynienia za krzywdę spowodowaną przez śmierć osoby bliskiej, w wydaniu którego uczestniczył sędzia sądu okręgowego delegowany na czas nieokreślony do pełnienia obowiązków sędziego w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach. "Na tym tle SN powziął wątpliwości dotyczące możliwych konsekwencji udziału sędziego delegowanego w składzie sądu rozpoznającego sprawę cywilną - uzasadnione przede wszystkim treścią wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 16 listopada br." - przekazano w komunikacie. "Uznaniowość i ryzyko manipulacji" W wyroku z połowy listopada TSUE orzekł, że prawo Unii stoi na przeszkodzie obowiązującemu w Polsce systemowi, zezwalającemu ministrowi sprawiedliwości na delegowanie sędziów do sądów karnych wyższej instancji, z którego to delegowania minister, będący zarazem prokuratorem generalnym, może odwołać sędziego w każdym czasie i bez uzasadnienia. Europejski trybunał stwierdził wtedy, że wymóg niezawisłości sędziowskiej wymaga, by przepisy dotyczące takiego delegowania przewidywały "niezbędne gwarancje w celu uniknięcia ryzyka wykorzystywania takiego delegowania do politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych, w szczególności w obszarze prawa karnego". Zauważył też, że aby "uniknąć uznaniowości i ryzyka manipulacji, decyzja dotycząca delegowania sędziego i decyzja o zakończeniu tego delegowania powinny być podejmowane na podstawie znanych wcześniej kryteriów i być należycie uzasadnione". Sąd Najwyższy zauważył jednak uzasadniając swe środowe pytania, że wnioski poczynione w listopadowym wyroku TSUE "zostały sformułowane wyłącznie w odniesieniu do sędziów orzekających w postępowaniu karnym". "W tym kontekście SN powziął wątpliwość, czy ta sama konkluzja może być odnoszona wprost do sytuacji sędziów delegowanych orzekających w sprawach cywilnych - zważywszy nie tylko na oczywiste odrębności w postępowaniu karnym oraz w postępowaniu cywilnym, ale także na okoliczność, że w postępowaniu cywilnym minister sprawiedliwości, będący jednocześnie prokuratorem generalnym, pozostaje pozbawiony zwierzchnictwa nad jedną ze stron procesu, czyli nad oskarżycielem publicznym" - zaznaczono uzasadniając pytania SN. Ponadto - jak poinformowano - pytania dotyczą m.in. tego, czy sądy krajowe rozpatrując odwołania powinny badać z urzędu kwestię tego, czy w sprawie cywilnej orzekał sędzia delegowany i czy "dopuszczalne jest uchylenie z urzędu wyroku, w którego wydaniu brał udział sędzia delegowany, za pomocą środka prawnego takiego jak skarga nadzwyczajna - także w przypadku, gdy skarga nie obejmuje zarzutów dotyczących udziału tego sędziego w składzie sądu, który wydał zaskarżony nią wyrok". Argumenty rządu Po listopadowym wyroku TSUE wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta argumentował, że "delegowanie sędziów w Polsce odbywa się według zasad ustalonych już w 2002 r.". "W tym zakresie nie doszło po 2015 r. do żadnych zmian. Również od 2002 r. minister sprawiedliwości-prokurator generalny (bo przecież wówczas minister sprawiedliwości był też prokuratorem generalnym) mógł odwołać sędziego z delegacji w dowolnym momencie" - wskazywał, odwołując się do zapisów ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, która obowiązuje od 2001 r. W art. 77 u.s.p. czytamy m.in., że "minister sprawiedliwości może delegować sędziego, za jego zgodą, do pełnienia obowiązków sędziego lub czynności administracyjnych w innym sądzie równorzędnym lub niższym, a w szczególnie uzasadnionych wypadkach także w sądzie wyższym, mając na względzie racjonalne wykorzystanie kadr sądownictwa powszechnego oraz potrzeby wynikające z obciążenia zadaniami poszczególnych sądów", a także, że sędzia może być odwołany z delegowania.