Uchwałę podjęto po wysłuchaniu zgodnych stanowisk szefa Państwowej Komisji Wyborczej i Prokuratora Generalnego w tej sprawie. Jak mówił szef PKW Stefan Jaworski, podczas październikowych wyborów nie obyło się bez incydentów, ale nie miały one takiego charakteru, by uznać głosowanie za nieważne. Jaworski podkreślił, że "rozpętano kampanię podejrzliwości" wokół wyborów i publicznie zastanawiano się, czy mogą zostać sfałszowane. - Epatowano problemem nieufności do procedury wyborczej, powołano nawet Korpus Obrony Wyborów - mówił przewodniczący komisji, opisując atmosferę, w jakiej przebiegało głosowanie. Zastępca prokuratora generalnego Robert Hernand ujawnił w wystąpieniu przed SN, że prokuratury w całym kraju prowadziły lub prowadzą 77 postępowań o przestępstwa przeciwko wyborom. Jak powiedział, w 15 przypadkach odmówiono wszczęcia śledztw, 55 postępowań wszczęto, 13 umorzono, w jednej sprawie skierowano już do sądu akt oskarżenia, a w innej - wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. 42 sprawy są w toku, ale według Hernanda nawet stwierdzenie w nich, że doszło do przestępstwa, nie zmienia ogólnej oceny, że zakres naruszeń prawa nie wpłynie na ważność wyborów. Przewodniczący Izby SN sędzia Walerian Sanetra po naradzie ogłosił, że SN stwierdza ważność wyborów parlamentarnych. Dostrzeżone uchybienia, zdaniem sądu, nie mogły wpłynąć na odmienną ocenę przebiegu głosowania i liczenia oddanych głosów. Do SN wpłynęło w sumie 158 protestów wyborczych. Wobec 20 z nich SN wyraził opinię, że ich zarzuty są zasadne w całości lub w części, jednak naruszenie nie miało wpływu na wynik wyborów. Co do 29 wyrażono opinię, że zarzuty protestu są niezasadne. 108 protestów pozostawiono bez dalszego biegu, a jedną sprawę SN umorzył. Zgodnie z prawem SN pozostawia bez dalszego biegu protest wniesiony przez osobę do tego nieuprawnioną lub niespełniający warunków (np. skierowany przed terminem). Według kodeksu wyborczego Sąd Najwyższy podejmuje uchwałę w przedmiocie ważności wyborów oraz o ważności wyboru posła lub senatora, przeciwko któremu wniesiono protest, nie później niż w 90. dniu po dniu wyborów. W przypadku podjęcia przez sąd decyzji unieważniającej wybory przeprowadza się nowe głosowanie w ciągu 2,5 miesiąca. Protesty składali wyborcy, którzy uważali, że w trakcie wyborów naruszone zostały procedury wyborcze. Powodem protestu może być naruszenie przepisów kodeksu wyborczego albo dopuszczenie się przestępstwa przeciwko wyborom, jeżeli to naruszenie lub przestępstwo miało wpływ na wynik wyborów. Kilku autorów takich protestów pojawiło się w środę w SN. Doszło do incydentu z udziałem jednego z nich - Janusza Komora, który zakłócił już takie samo posiedzenie SN po zeszłorocznych wyborach prezydenckich. Wtedy Komór przez dłuższy czas wykrzykiwał swe zarzuty pod adresem sądu, zanim został stamtąd usunięty. W środę na sali była policja. Komór zgłosił wniosek, by SN uznał go za uczestnika postępowania sądowego, a sędzia Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych Walerian Sanetra pouczył go, że takie prawo mu nie przysługuje; mężczyzna wdał się z nim w dyskusję, coraz głośniej domagając się, by uznać go za uczestnika postępowania. Po tym, jak Komór wykrzyknął, że "pozbawia się go możliwości obrony jego praw obywatelskich", co nazwał skandalem, sędzia nakazał policji wyprowadzenie go z sali. Funkcjonariusze wykonali polecenie. - Niektórym prawo do sądu myli się z prawem do anarchii - powiedział sędzia Sanetra.