- Siły i środki państwa, machina wymiaru sprawiedliwości, łącznie z SN, została zaangażowana po to, żeby ścigać człowieka, który próbował przypomnieć historię tego miasteczka - powiedział w uzasadnieniu uniewinniającego wyroku sędzia SN Waldemar Płóciennik. Zdarzenie miało miejsce w czerwcu 2019 r. Wówczas dwaj mężczyźni namalowali na węgrowskim rynku "białą farbą symboliczny ślad", rozwiesili też baner z hasłem: "Tęsknię za Tobą Żydzie". Akcja była częścią ogólnopolskiego projektu społeczno-artystycznego, a celem akcji było "upamiętnienie ofiar Holocaustu i zwrócenie uwagi na wciąż aktualny problem antysemityzmu". Mężczyźni nie mieli jednak na swą akcję zgody władz miasta. Baner usunięto zaraz po zakończeniu akcji, a obaj organizatorzy happeningu zostali obwinieni o wykroczenie. Kodeks wykroczeń przewiduje bowiem karę ograniczenia wolności albo grzywnę dla tego, kto "w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym umieszcza ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu - bez zgody zarządzającego tym miejscem". W październiku zeszłego roku miejscowy sąd rejonowy w wyroku nakazowym uznał winę obu mężczyzn - jednemu wymierzył 400 zł grzywny, a drugiemu 300 zł. Wyrok nakazowy sąd wydaje pod nieobecność podsądnych, gdy okoliczności czynu i wina nie budzą wątpliwości. Obwinieni nie złożyli sprzeciwu i wyrok uprawomocnił się. Rzecznik Praw Obywatelskich nie zgodził się z tymi orzeczeniami i wniósł kasacje w odniesieniu do obu mężczyzn. - Jednym z warunków odpowiedzialności za wykroczenie jest popełnienie czynu społecznie szkodliwego. Sąd musi za każdym razem badać tę kwestię. Jeśli w danym przypadku stwierdzi całkowity brak społecznej szkodliwości, uznaje, że zarzucony czyn nie stanowi wykroczenia - wskazywał. Sędzia SN: Niektóre okoliczności zdumiewają W czwartek na wokandę SN trafiła pierwsza z tych kasacji - odnosząca się do Dawida G., ukaranego grzywną 300 zł. Podczas czwartkowej rozprawy, kasację RPO poparł przedstawiciel Prokuratury Krajowej, a SN kasację uwzględnił. - Gdyby się skoncentrować wyłącznie na zarzucie kasacyjnym, to należałoby zgodzić się z prokuratorem oraz RPO i uznać sprawę za rozstrzygniętą. Ale sprawa wymaga kilku dodatkowych słów - mówił w uzasadnieniu orzeczenia wydanego wkrótce po rozprawie sędzia Płóciennik. Jak ocenił - odwołując się do akt sprawy - "niektóre okoliczności zdumiewają". - Do naczelnika wydziału kryminalnego policji zgłosił się prezes spółdzielni gminnej, który pisze, że dostał informację o planowanym napisie na murze i on jest temu przeciwny, nie zgadza się na żadne napisy, ale też nie wyraża żadnej zgody na jakiekolwiek banery (...). Potem podobne oświadczenia składają dwaj proboszczowie - mówił sędzia. - Potem to wszystko jest pilnowane przez grupę policjantów, która mogłaby spokojnie zabezpieczać widowisko sportowe. Tymczasem jest tam dwóch panów, którzy mówią ludziom zgromadzonym o przeszłości tego miasta, o 50-procentowym udziale obywateli pochodzenia żydowskiego w przedwojennej populacji, którzy zostali tragicznie pozbawieni życia. I zapraszają ludzi do malowania baneru - zaznaczył sędzia Płóciennik. Dodał, że baner powieszony między dwoma drzewami mężczyźni zdjęli po kilkunastu minutach. Dlatego SN uznał, że sposób działania, czas trwania i miejsce tego zdarzenia pokazują, iż nie było żadnych podstaw do uznania czynu "za społecznie niebezpieczny". Ponadto - jak podkreślił SN - nie było też podstaw do tego, aby sprawę rozpatrywać w trybie nakazowym. Z tych powodów SN zmienił wyrok sądu rejonowego, Dawida G. uniewinnił, a orzeczenie to jest ostateczne.