Sąd oddalił skargę kasacyjną europosła PiS w sprawie o naruszenie dóbr osobistych licealistów. Legutko będzie musiał też wpłacić 5 tys. zł na cel społeczny. Sprawa dotyczyła petycji, którą w listopadzie 2009 roku ówcześni uczniowie klasy maturalnej XIV LO we Wrocławiu (obecnie studenci warszawskich uczelni) złożyli do dyrektora szkoły z prośbą o usunięcie symboli religijnych z placówki. Nawiązali do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał, że umieszczenie symboli religijnych jest naruszeniem wolności sumienia gwarantowanej przez Europejską Konwencję Praw Człowieka. W szkole odbyła się debata na ten temat, ale symbole religijne pozostały. Legutko, były minister edukacji, obecny europoseł PiS z okręgu wrocławskiego, w publicznych wypowiedziach nazwał uczniów "rozpuszczonymi smarkaczami", a ich działania "typową szczeniacką zadymą". Mówił też o "rozwydrzonych i rozpuszczonych przez rodziców smarkaczach". Dwoje uczniów uznało, że doszło do naruszenia ich dóbr osobistych w postaci dobrego imienia oraz godności osobistej oraz więzi rodzinnych i pozwało Legutkę do sądu. Początkowo europoseł zasłaniał się immunitetem, ale zdaniem sądu jego wypowiedzi nie mieściły się w zakresie sprawowania przez niego funkcji europosła. W efekcie sąd pierwszej instancji uznał, że Legutko ponad wszelką wątpliwość naruszył dobra osobiste powodów; jego wypowiedzi pod ich adresem były nadmierne i niestosowne, choć z racji wieku, doświadczenia i pozycji powinien był zachować powściągliwość i rozwagę. Pełnomocnik europosła w apelacji od wyroku podnosił m.in., że uczniowie "mieli swoje 5 minut w debacie publicznej" i na kilka dni stali się osobami publicznymi, zatem wypowiedzi posła były uprawnione. Sąd Apelacyjny nie podzielił jednak tych argumentów i oddalił apelację. Wyrok ten potwierdził Sąd Najwyższy, oddalając ostatecznie skargę kasacyjną pełnomocnika Legutki (sygn. III CSK 123/13). W uzasadnieniu SN wskazał, że bez żadnych wątpliwości doszło tu do naruszenia dóbr osobistych. Podkreślił, że z racji statusu europosła - profesora wyższej uczelni, filozofa, byłego wysokiego funkcjonariusza publicznego, opinie przezeń wygłaszane mogły być uznane za szczególne krzywdzące. Nie mogły być też traktowane jako wypowiedzi pod adresem osób publicznych. - Powodowie, przez to, że złożyli petycję, nie stali się osobami publicznymi. Poza tym wypowiedzi oceniające mają znacznie szerszy zakres swobody, mogą być nawet niesprawiedliwe, ale nie mogą podważać dobrego imienia ani godności krytykowanego - powiedziała sędzia Anna Owczarek. Sąd negatywnie odniósł się do opinii pełnomocnika europosła, który wskazywał, że jego głos był wypowiedzią w ramach debaty publicznej. - Tu nie było debaty publicznej, tylko wewnętrzne wystąpienie uczniów do dyrekcji szkoły, które zostało następnie upublicznione i skomentowane w mediach - powiedziała Owczarek. Wypowiedzi Legutki nie można potraktować jako próby wywołania debaty - dodała. Zdaniem SN to było wręcz żądanie jej zaniechania. Sprawa była objęta Programem Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.