- Na podstawie konstytucji oraz ustawy o wyborze prezydenta RP, w związku z ogłoszeniem Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 5 lipca 2010 roku o wynikach ponownego głosowania i wyniku wyborów prezydenta RP (...), (sąd - red.) stwierdza ważność wyboru Bronisława Marii Komorowskiego na prezydenta RP, dokonanego w dniu 4 lipca 2010 roku - ogłosił we wtorek sędzia SN Walerian Sanetra. Uchwała w sprawie ważności wyborów została podjęta przez Sąd Najwyższy na posiedzeniu z udziałem prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej Stefana Jaworskiego. Obaj podczas rozprawy wnieśli przed SN o stwierdzenie ważności wyborów prezydenckich. Sąd Najwyższy rozstrzyga o ważności wyborów w składzie całej Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych na podstawie sprawozdania z wyborów, przedstawionego przez PKW oraz po rozpoznaniu protestów przeciwko ważności wyborów. 16 protestów wyborczych zasadnych Sędzia Sanetra nawiązując do sprawozdania PKW mówił, że Komisja nie stwierdziła naruszeń prawa, które mogły mieć wpływ na wynik wyborów. Sędzia przypomniał też, że do SN wpłynęło 378 protestów wyborczych. - Za zasadne w całości lub w części SN uznał 16 z nich, lecz w żadnym przypadku nie stwierdził wpływu naruszenia prawa na wynik wyboru, również z uwagi na różnicę głosów uzyskanych przez kandydatów w ponownym głosowaniu - 1 114 753 głosów - powiedział. Wśród uzasadnionych protestów znalazł się przypadek nieprawidłowości przy głosowaniu w obwodowej komisji wyborczej, która mieściła się w konsulacie w Brukseli. Tutaj podczas I tury oddano 98 głosów więcej niż wydano kart. Sędzia zwrócił uwagę również na protest, w którym wskazano na przepisanie głosów uzyskanych przez jednego kandydata drugiemu z nich; miało to miejsce w jednej z komisji w warszawskiej dzielnicy Bemowo. W obu sprawach też została zawiadomiona prokuratura. 229 protestów nieuzasadnionych Wśród 229 protestów nieuzasadnionych, 202 zawierały zarzut przeprowadzenia wyborów mimo powodzi, podczas której - zdaniem składających protest - powinien być ogłoszony stan klęski żywiołowej (wówczas wybory nie mogłyby się odbyć - red.). Zdaniem wnioskodawców, nastąpiło naruszenie konstytucji oraz przepisów ustawy o stanie klęski żywiołowej - mówił podczas rozprawy sędzia. - Zarzucono, że nastąpiło naruszenie zasady równości (...), gdyż osoby zamieszkałe na terenach objętych powodzią miały faktycznie utrudnioną możliwość uczestniczenia w wyborach - mówił sędzia Sanetra. Dodał jednak, że zarzut naruszenia tego przepisu SN uznał za nieuzasadniony, ponieważ wyborcy wnoszący protesty nie wykazali konkretnych okoliczności, które utrudniłyby udział w wyborach. 128 protestów sąd pozostawił bez dalszego biegu. Było to spowodowane - jak mówił sędzia Sanetra - wniesieniem ich przed lub po ustawowym terminie. 5 protestów było przesłanych drogą elektroniczną, jednak sąd również ich nie rozpatrzył, gdyż nie zostały uznane za protesty w rozumieniu przepisów ustawy. Kampania spokojna Przewodniczący PKW podczas rozprawy wniósł o stwierdzenie ważności wyborów; wcześniej przedstawił sędziom informacje na temat tego, jak przebiegały wybory. Przypomniał, że wybory zostały zarządzone przez marszałka Sejmu w wyniku tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zwrócił uwagę, że w trakcie organizacji wyborów niektóre tereny Polski zostały dotknięte przez powódź. Dlatego - jak tłumaczył - Komisja m.in. przekazała dodatkowe pieniądze, by również tam umożliwić wyborcom głosowanie. Jaworski zwrócił uwagę, że kampania wyborcza przebiegła spokojnie, bez większych nadużyć. Głosowanie - jak mówił - toczyło się w dwóch turach i nie było przypadków przerywania, odraczania czy przesuwania głosowania. Przypomniał, że tegoroczne wybory prezydenckie były pierwszymi, w których osoby niepełnosprawne mogły skorzystać z pełnomocnika wyborczego. Zwrócił uwagę, że PKW zgodziła się także na używanie przy głosowaniu szablonów przez osoby niewidome lub słabo widzące. Nieprawidłowości w protokołach O ważność wyborów przed sądem wnosił także Seremet. Prokurator Generalny powołując się na sprawozdanie PKW z wyborów mówił, że niektóre okręgowe komisje wyborcze stwierdziły w kilku protokołach sporządzonych przez obwodowe komisje wyborcze nieprawidłowości i zawiadomiły o tym odpowiednie prokuratury. Wśród przykładów wymienił komisję w Płocku, która - jak mówił - zwróciła się o wszczęcie postępowania w sprawie nieprawidłowości w rozliczeniu 796 kart do głosowania podczas I tury wyborów. Z kolei komisja w Gdańsku zawiadomiła o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez użycie w głosowaniu podczas II tury wyborów 163 kart, których wiarygodność przez obwodową komisję została zakwestionowana. Łącznie zarejestrowano 41 postępowań związanych z podejrzeniem popełnienia przestępstwa przeciw wyborom. Wśród 8 z tych spraw wszczęto postępowanie przygotowawcze, z których jedno zostało umorzone, a pozostałe są w biegu. W żadnej z tych spraw - jak mówił Seremet - nie wydano postanowienia o przedstawieniu zarzutów. W pozostałych sprawach przeprowadzane są postępowania sprawdzające. Jednak - jak mówił prokurator generalny - "nawet ewentualne potwierdzenie zasadności zawiadomień nie miałoby wpływu na wynik wyborów". Awantura w sądzie Ogłoszenie uchwały przez Sąd Najwyższy w sprawie ważności wyborów opóźniło się przez dwóch protestujących mężczyzn, którzy domagali się rozpatrzenia odwołań od postanowień sądu o nieuznaniu protestów wyborczych. Jeden z nich przekonywał, że nierozpatrzenie odwołań narusza art. 176 konstytucji, który mówi, że "postępowanie sądowe jest co najmniej dwuinstancyjne". - Pozbawiono mnie prawa do odwołania, do bezstronnego sądu, do jawnego sądu, to skandal - krzyczał. Jak mówił, uchwała Sądu Najwyższego "będzie dotknięta wadą nieważności, bowiem całe postępowanie sądowe jest dotknięte wadą nieważności". Zarzucał też prokuratorowi generalnemu, że "nie poinformował społeczeństwa, że Bronisław Komorowski popełnił przestępstwa urzędnicze". - Jest to skandal nad skandale - wykrzykiwał. Sąd zwrócił się do protestujących mężczyzn o opuszczenie sali, jednak oni tego nie uczynili. Po chwili zarządzono przerwę. W jej trakcie wszyscy mieli opuścić salę rozpraw; zwlekał z tym jeden z protestujących mężczyzn, który ostatecznie wyszedł z sali w asyście policji. Po wznowieniu posiedzenia protestujących mężczyzn na salę nie wpuszczono.