Trzyosobowy skład SN oddalił kasację adwokata Moczulskiego, który chciał stwierdzenia, że nie był on agentem SB i uchylenia wyroku nieistniejącego już Sądu Lustracyjnego. W 2006 r. orzekł on prawomocnie, że Moczulski zataił w oświadczeniu lustracyjnym, iż od 1969 do 1977 r. był tajnym i świadomym współpracownikiem SB o kryptonimie "Lech". Moczulski był pierwszą osobą pomówioną o związki ze służbami specjalnymi PRL, która w 1999 r. wystąpiła do Sądu Lustracyjnego o tzw. autolustrację - w 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz umieścił go na liście domniemanych agentów UB i SB. W 2001 r. Sąd Lustracyjny I instancji uznał, że oświadczenie Moczulskiego o braku związków z SB jest prawdziwe, bo nawet jeśli doszło do współpracy, to była ona pozorna. W 2002 r. sąd II instancji uchylił jednak ten wyrok. W 2005 r. sąd I instancji uznał b. lidera KPN za kłamcę lustracyjnego, przyjmując, że od 1969 do 1977 r. "metodycznie współpracował" z SB. Według sądu, jako TW "Lech" informował SB m.in. o kolegach z tygodnika "Stolica", o przedwojennym generale WP Romanie Abrahamie i opozycji, a za przekazywane informacje był wynagradzany. Sąd podkreślił, że Moczulski przeszedł do opozycji w 1977 r. Sąd odrzucił tezę lustrowanego, że jego akta SB sfałszowała w 1984 r., by go skompromitować na żądanie władz ZSRR - czemu przeczy "logiczny i spójny układ akt sprawy", którą zajmowali się czterej oficerowie prowadzący. Moczulski - który odwołał się do II instancji - twierdził, że spotkania z SB były faktycznie przesłuchaniami, podczas których odmawiał odpowiedzi na pytania. W 2006 r. wyrok utrzymał sąd II instancji, uznając, że współpraca Moczulskiego nie była pozorna, a jego kontakty z SB "wyczerpały wszelkie przesłanki tajnej i świadomej współpracy". Sąd ujawnił, że w 1977 r. SB zorientowała się, że "nie jest on w pełni lojalny wobec niej" - wtedy zaczęto go rozpracowywać. Obrońca mec. Paweł Rybiński w kasacji do SN domagał się pełnego oczyszczenia Moczulskiego, umorzenia jego sprawy lub też jej zwrotu do I instancji. Dowodził, że sądy popełniły "rażące błędy", a zeznania esbeków były "kłamliwe". Za oddaleniem kasacji był prokurator pionu lustracyjnego IPN. SN uznał, że sądy nie popełniły błędów, które uzasadniałyby uchylenie prawomocnego wyroku. Oddalono tezy kasacji, uznając, że ich część nie może być w ogóle przedmiotem analiz SN. - W sprawie, jak w żadnej innej istniał materiał dowodowy, który pozwalał na wszechstronną ocenę - mówił sędzia SN Jerzy Grubba. Dodał, że było ok. 100 spotkań Moczulskiego z oficerami SB, którzy napisali z nich ponad 60 notatek.