W piątek "Gazeta Wyborcza" podała, że ktoś posmarował drzwi mieszkania Tulei oraz "ktoś wytropił jego syna". Według dziennika chodzi o dziennikarzy jednego z prawicowych pism, nachodzących jego byłą partnerkę. "Czuję się trochę nieswojo" - mówił sędzia "GW". - Dziś odbyło się spotkanie kierownictwa sądu z panem sędzią. Po konsultacji z nim żadne kroki nie zostały podjęte - powiedziała PAP Smoderek. Dodała, że jeśli byłaby potrzeba ich podjęcia, to decyzja zapadnie w porozumieniu z Tuleyą, gdyby - jak podkreśliła - czuł się zagrożony. - Kierownictwo sądu czuwa nad tą sprawą - podkreśliła. - Może być i tak, że jeśli jakieś kroki byłyby podjęte, to nie będziemy o nich informować ze względów bezpieczeństwa - dodała Smoderek. Sam Tuleya powiedział PAP, że nie widzi potrzeby ochrony. Publiczną dyskusję wywołały słowa Tulei, który przy wyroku skazującym dr. Mirosława G. za korupcję porównał metody organów ścigania, w tym CBA, do tych z czasów stalinizmu. Sędzia Tuleya nie naruszył prawa i zasad etyki - uznała Krajowa Rada Sądownictwa. PiS i SP chcą, by poniósł on odpowiedzialność dyscyplinarną, a nawet karną. PO i SLD bronią sędziego i mówią, że jest celem "ordynarnego ataku". Sam sąd nie widzi podstaw, by go karać.