W środę SA zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który w lutym br. oddalił pozew Bondaryka wobec posła PiS. Macierewicz może jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego, ale nie ma to wpływu na nakaz przeprosin. W 2008 r. ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński poskarżył się premierowi Donaldowi Tuskowi, że szef ABW otrzymuje z Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatora Ery, gdzie pracował, zanim objął ABW) "wynagrodzenie znacząco przekraczające miesięczne pobory uzyskiwane przez niego w ABW", a CBA odmawia informacji na ten temat. W wyniku kontroli majątku szefa ABW, CBA oskarżyło go, że ukrył wysokość wypłaty z PTC. Szef ABW zapewniał, że w oświadczeniu majątkowym nie ukrywał dochodów. Zawiadomił prokuraturę o przekroczeniu uprawnień przez CBA, ale śledztwa odmówiono. Potem ujawnił, że wysokość świadczeń z tytułu zakazu konkurencji, nagrody rocznej i ekwiwalentu za urlop wyniosła ok. 450 tys. zł. W 2009 r. Macierewicz powiedział w "Misji specjalnej" TVP o "kryminalnej sytuacji", w której szef służby specjalnej pobiera wynagrodzenie od operatora telefonii, którego jako szef ABW kontroluje, a zarazem miał się zobowiązać do zachowania przed państwem tajemnic tej firmy związanej z Zygmuntem Solorzem. Według posła PiS już jako szef ABW Bondaryk miał też optować za korzystnymi m.in. dla Ery zapisami ustawowymi. W pozwie o naruszenie swych dóbr osobistych Bondaryk zażądał, by Macierewicz przeprosił go za to w TVP o godz. 22.30 (to czas emisji "MS"); przeprosiny miałyby trwać "nie krócej niż 30 sekund". Ma w nich poprosić Bondaryka "o przyjęcie przeprosin" za naruszenie dóbr. Macierewicz mówił, że działał jako poseł i w interesie publicznym, zwracając uwagę na konflikt interesów szefa służby co do firmy, w której wcześniej pracował. W lutym br. SO oddalił pozew Bondaryka uznając, że wprawdzie doszło do naruszenia dóbr osobistych szefa ABW, ale Macierewicz nie działał bezprawnie, bo miał prawo do własnej oceny osoby publicznej. Sędzia Małgorzata Borkowska mówiła, że sam powód nie kwestionował, iż pobierał wynagrodzenie z tytułu zakazu konkurencji. Słowa pozwanego, że umowa ta była "zobowiązaniem godzącym w bezpieczeństwo państwa" oraz "kryminalną sytuacją", sąd uznał za dopuszczalne wobec osoby publicznej w ramach swobody wypowiedzi. Bondaryk odwołał się do SA. Jego adwokat mec. Paweł Granecki powiedział PAP, że SA uznał, że wypowiedź Macierewicza nie była w interesie publicznym oraz że jego zarzuty wobec szefa ABW były nieprawdziwe. Do chwili nadania tej depeszy PAP nie udało się skontaktować z Macierewiczem. By nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść prawdziwości swych twierdzeń bądź wykazać, że nie działał bezprawnie, bo stał za nim interes publiczny. W 2008 r. "Rzeczpospolita" sugerowała, że Bondaryk mógł złamać prawo, gdy pracował dla Ery. Gazeta wróciła do umorzonej w 2008 r. z braku cech przestępstwa sprawy rzekomych wycieków tajnych danych z PTC z lat 2005-2006, gdy Bondaryk pracował tam jako pełnomocnik ochrony informacji niejawnych. "Rz" pisała o zeznaniach świadków, którzy mieli mówić, że Bondaryk pytał, kto interesuje się Solorzem; miano też zlecić zgranie na płyty danych o wnioskach służb badających m.in. zabójstwo gen. Marka Papały. Gdy pracowałem w Erze GSM, nie doszło do kopiowania lub wynoszenia dokumentów, co potwierdziła prokuratura umarzając śledztwo - tak Bondaryk komentował sugestie "Rz", której zarzucił "manipulowanie wybranymi fragmentami zeznań". Skierował wobec niej m.in. dwa pozwy. SA prawomocnie oddalił pozew Bondarka wobec "Rz" za zwrot, że umorzone śledztwo ws. wycieków tajnych danych od operatora GSM dotyczyło Bondaryka (a był on tylko świadkiem). Zarazem SA orzekł prawomocnie, że "Rz" musi przeprosić Bondaryka za inny artykuł - o sprawie jego brata, który był podejrzany w sprawie przemytu złota. Sprawa Ery była jednym z zastrzeżeń, które prezydent Lech Kaczyński podnosił wobec kandydatury Bondaryka na szefa ABW po wygraniu wyborów w 2007 r. przez PO. Ostatecznie Tusk powołał Bondaryka.