Chodzi o wywiad Kaczyńskiego dla "Rzeczpospolitej" z września 2007 r. Ówczesny premier powiedział tam: "Państwo chyba nie czytają 'Gazety Wyborczej'. To, co się tam wyprawia, to 'Trybuna Ludu' z 1953 r. Atak na nas przekracza wszelką miarę. Barańskiego (Marek Barański, dziennikarz TVP w PRL, później w "NIE" i "Trybunie" - red.) potrafią zostawić w tyle. Agora nie może nie mieć związków z oligarchią, jeżeli jest wydawnictwem na dużą skalę, a w Polsce gospodarka w niemałej części jest w rękach postkomunistycznych oligarchów. I w związku z tym zamówienia na ogłoszenia, reklamy, promocje są w ich rękach". - Słowa te naruszyły dobra osobiste powodowej spółki - jej wiarygodność, renomę i dobre imię. Pozwany nie sprostał ciążącemu na nim obowiązku udowodnienia prawdziwości, czy podstawy faktycznej wypowiadanych sądów - podkreśliła w ustnym uzasadnieniu czwartkowego orzeczenia sędzia SA Urszula Wiercińska. Mocą sądowego wyroku przeprosiny lidera PiS mają zostać zamieszczone na pierwszej stronie "Rzeczpospolitej". Ogłoszenie ma się ukazać w terminie siedmiu dni od czwartku, gdy wyrok się uprawomocnił. Kaczyński ma stwierdzić w oświadczeniu, że postawił nieprawdziwe, zniesławiające zarzuty i podejrzenia wobec spółki oraz prowadzonej przez nią działalności wydawniczej, co godziło w jej dobre imię, wiarygodność oraz renomę, za co Agorę przeprasza. Spółka chciała, aby oprócz przeprosin Kaczyński zapłacił 50 tys. zł zadośćuczynienia na cel charytatywny - zakład dla ociemniałych w Laskach. To żądanie sąd oddalił. Proces ma już kilkuletnią historię. Sądy okręgowy i apelacyjny w 2008 i 2009 r. oddalały powództwo Agory, uznając, że kwestionowane słowa to opinie niepodlegające sprawdzeniu co do prawdziwości i mieszczące się w granicach wolności wypowiedzi, wobec czego działania pozwanego nie były bezprawne. Agora wygrała jednak kasację w SN i proces wrócił do SA, który w czwartek ogłosił prawomocny wyrok. Jeszcze w kwietniu tego roku w sprawie zanosiło się na ugodę, do której strony namawiał sąd. Ostatecznie do niej nie doszło - J. Kaczyński miał deklarować, że jest skłonny wyrazić ubolewanie, Agora stała na stanowisku, że należą jej się przeprosiny, bo wyrazy ubolewania byłyby "rozmyciem sprawy". Ostatecznie w czwartek przed sądem starli się w tej sprawie prawnicy Agory i lidera PiS - Piotr Rogowski i Antoni Łepkowski. Według mec. Rogowskiego, pozwany "nie podjął nawet próby udowodnienia, że miał podstawy faktyczne, by wypowiadać takie sądy" o spółce, której renoma i dobre imię zostały w ten sposób naruszone. - Jarosław Kaczyński sam mówił, że tego nie sprawdzał, ale wie na pewno, że tak jest (...) Jeśli coś takiego mówi urzędujący premier, to odbiorcy mają prawo pomyśleć, że mówi prawdę - przekonywał prawnik wydawcy "Gazety Wyborczej". Mec. Łepkowski przekonywał natomiast, że naczelny "GW" Adam Michnik, "kryjąc się za plecami Agory" i żądając 50 tys. zł zadośćuczynienia, chce w ten sposób tamować debatę publiczną - o czym świadczyć ma także proces wytoczony poecie Jarosławowi M. Rymkiewiczowi, którego słowa adwokat cytował w czwartek przed SA. - Jarosław Kaczyński nie jest człowiekiem zamożnym, nie dorobił się walcząc o Polskę. Wszystkie swoje pieniądze - diety parlamentarne i środki uzyskane z tytułu kierowania partią polityczną - przeznacza na szpital dla chorej matki - przekonywał prawnik. Jak powiedział, "wstydzi się za Sąd Najwyższy", który uchylił poprzedni wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie (oddalający powództwo Agory) - z którego to wyroku jest natomiast dumny. Po wyroku mec. Łepkowski powiedział, że tym razem on odwoła się Sądu Najwyższego, choć nie liczy na sukces. Ale jeśli SN odrzuci jego skargę kasacyjną - otworzy mu się droga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. - Liczymy już tylko na Strasburg - podsumował Łepkowski.