W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie niejednogłośnie uznał, że 69-letni Kozłowski złożył nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne, w którym zaprzeczał współpracy z SB. Sąd zakazał mu na 3 lata pełnienia funkcji publicznych. Kozłowski (pracownik MSZ) nie chciał komentować tego nieprawomocnego wyroku. Jego adwokat Czesław Jaworski mówił dziennikarzom o możliwości apelacji, powołując się na niejednogłośność wyroku oraz danie przez sąd prymatu dokumentom SB, na których oficerowie robili dopiski obciążające lustrowanego. Prawomocne uznanie przez sąd czyjegoś oświadczenia lustracyjnego za nieprawdziwe oznacza utratę pełnionej funkcji oraz od 3 do 10 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych. Pion lustracyjny IPN chciał uznania Kozłowskiego za kłamcę i 5 lat zakazu stanowisk. Kozłowski i jego obrońca wnosili, aby sąd oczyścił go z tego zarzutu. Sąd w pełni podzielił wniosek IPN, że w latach 1965-1969 Kozłowski był najpierw kandydatem, a potem tajnym współpracownikiem SB w Krakowie o kryptonimie "Witold". Kozłowski (skazany w 1969 r. przez sąd PRL za działalność opozycyjną) zaprzeczał, by złożył nieprawdziwe oświadczenie. Podpisał on wprawdzie w 1966 r. jako student UJ zobowiązanie do współpracy z SB, ale mówił, że chciał ukryć przed nią swe kontakty z emigracją i przemyt książek paryskiej "Kultury" do PRL. Twierdził, że pozorował współpracę, udzielając informacji ogólnodostępnych i unikając kontaktów z SB, a w czerwcu 1968 r. w ogóle ich zaprzestał. Sąd podkreślił, że w lustracji nie ocenia się stopnia lojalności danej osoby wobec SB, tylko fakt, czy przekazała jej ona przydatne informacje. Sąd uznał, że Kozłowski udzielał SB informacji przydatnych w jej działalności oraz mogących zaszkodzić konkretnym osobom, o których opowiadał. "Kara infamii" W tej sprawie doszło do spełnienia pięciu przesłanek, koniecznych aby można było mówić o czyjejś tajnej współpracy - mówiła sędzia Anna Ptaszek w uzasadnieniu wyroku. Dodała, że Kozłowski sam napisał zobowiązanie do współpracy, sporządził też kilka dokumentów dla SB o konkretnych osobach. Z notatek oficera prowadzącego Stefana Szczykutowicza ze spotkań z Kozłowskim wynika, że przekazał on informacje m.in. o swoim pobycie w Wlk. Brytanii i o hotelu prowadzonym tam przez Polaków; o wzywaniu jednego z nich do Home Office; o przyjeżdzających do Krakowa francuskich alpinistach, o pewnym Amerykaninie oraz pracowniku UJ. Sąd przyznał, że potem Kozłowski zaczął unikać spotkań z esbekiem. Sędzia dodała, że do czasu aresztowania Szczykutowicz nic nie wiedział o kontaktach Kozłowskiego z emigracją i o szmuglowaniu przez niego książek. Prokurator IPN Jarosław Skrok mówił wcześniej, że gdyby Kozłowski przyznał się do współpracy w swym oświadczeniu, to ten "wstydliwy epizod" jego życiorysu zostałby mu wybaczony. "On nie ujawnił współpracy w oświadczeniu, bo nie był współpracownikiem" - replikował adwokat mec. Jaworski. Adwokat powoływał się na oceny nieżyjących przełożonych Szczykutowicza, że kilka jego rozmów z Kozłowskim to za mało by zarejestrować go jako TW. Zwrócił uwagę, że daty zatwierdzenia niektórych dokumentów SB ze sprawy wyprzedzają daty ich wystawienia. Sąd odrzucił argumenty o manipulowaniu aktami SB, bo nie mogą o tym świadczyć "notatki i adnotacje" na dokumentach. Kozłowskiego wyrzucono ze studiów w marcu 1968 r. za udział w protestach studenckich. Rok później został aresztowany w Czechosłowacji. W 1969 r. skazano go na 4,5 roku więzienia w tzw. procesie taterników - młodych ludzi oskarżonych o nielegalne przerzucanie przez granicę wydawnictw "Kultury". - W obecnym procesie grozi mi kara, moim zdaniem, znacznie surowsza, a mianowicie kara infamii - mówił wcześniej Kozłowski. Sąd odczytał list Jerzego Giedroycia, w którym zaświadczał on, że Kozłowski nie ukrywał, iż nachodzi go SB. Według sądu słowo "nachodzi" ma jednak różne znaczenia. "Należy pochylić czoło nad pana zasługami na rzecz odzyskania suwerenności" - powiedziała na koniec sędzia Ptaszek. Podkreśliła jego "heroiczną" postawę przy przenoszeniu książek przez Tatry i wielką skalę represji za to oraz wyraziła "głęboki podziw". W więzieniu Kozłowski spędził 2,5 roku. Po wyjściu z więzienia nie zaprzestał opozycyjnej działalności. W 1982 r. został członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego". Od 1990 r. pracuje w MSZ; był m.in. wiceszefem resortu i ambasadorem w Izraelu. Dyplomaci to obecnie najliczniejsza - po samorządowcach - kategoria urzędników lustrowanych przez sądy na wniosek Instytutu.