Wyrok jest ostateczny, ale Braun po jego wysłuchaniu oświadczył, że Miodka nie przeprosi. Sprawa trwa od kwietnia 2007 r., gdy Braun - wrocławski reżyser i dokumentalista przedstawiający się jako szczególnie zainteresowany tematyką lustracji - uczestniczył w dyskusji w programie Polskiego Radia Wrocław. Wyraził tam pogląd, że wśród przeciwników lustracji są tacy, którzy mają osobisty interes, by się jej sprzeciwiać i dodał, że prof. Miodek był "informatorem policji politycznej PRL". Prof. Miodek - ceniony językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego - pozwał za te słowa Brauna i wygrał sprawę w dwóch instancjach. Sąd ustalił, że wprawdzie profesor został w 1978 r. zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik o kryptonimie Jam i wyrejestrowany w 1989 r., ale brak jakichkolwiek danych potwierdzających, że do rzeczywistej współpracy doszło. Takich samych ustaleń dokonała uniwersytecka komisja historyczna badająca sprawę profesora. Wiadomo, że Miodek - przed naukowym wyjazdem w 1977 r. do RFN, gdzie był lektorem na uniwersytecie w Munster - został dwukrotnie wezwany do SB, gdzie nakazano mu unikać zachodnich dziennikarzy. Po powrocie dwukrotnie wezwano go do urzędu paszportowego. Jedna z tych rozmów została zaprotokołowana i jest pod nią podpis Miodka - ale jego własnym nazwiskiem, a nie kryptonimem, jak podpisywane były doniesienia agentów SB. Z akt sprawy wiadomo też, że prof. Miodek w latach 80. był proszony przez SB o "konsultacje językowe antyradzieckiej ulotki", oraz że po spotkaniu w urzędzie paszportowym w 1984 r. - przed planowanym wyjazdem naukowym profesora do Gandawy - nigdzie nie wyjechał, bo nie otrzymał paszportu. W tym stanie rzeczy wrocławskie sądy: okręgowy i apelacyjny nakazały Braunowi przeproszenie Miodka za powiedzenie o nim, że był "informatorem policji politycznej", bo sam fakt rejestracji nie przesądza o prowadzeniu współpracy, na którą brak dowodów. Sądy uznały, że Braun - skoro, jak sam mówi, interesuje się tematyką lustracji - powinien o tym wiedzieć, a skoro przypisuje Miodkowi współpracę, czyni to ze złą wolą. Sądy nakazały mu przeprosiny profesora w Radiu Wrocław, ogólnopolskiej i dolnośląskiej "Gazecie Wyborczej" oraz w "Dzienniku", "Fakcie", "Polsce", TVP, TVN i Polsacie, które o sprawie informowały. Braun miał też wpłacić 20 tys. zł na cel dobroczynny. Prawnik Brauna mec. Marcin Strzyszyński sporządził kasację od wrocławskich wyroków. Sprzeciwiał się tak szerokiemu zakresowi przeprosin. Kwestionował także ustalenia sądu co do przypisania Braunowi bezprawności działania. Przekonywał, że reżyser działał w interesie społecznym oraz wskazywał na orzeczenie SN z 2005 r. stawiające wyżej swobodę wypowiedzi niż prawdziwość zarzutu - o ile informacje zbierało się rzetelnie. Adwokat chciał uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania. - Mówienie nieprawdy nie może pozostawać pod ochroną prawa - replikował mec. Henryk Rossa, pełnomocnik Miodka. - Samo zarejestrowanie o niczym nie świadczy, jest szereg przypadków fikcyjnej rejestracji - dodawał przypominając, że sam Miodek "uczciwie wszystko przedstawił". Zachowanie Brauna mec. Rossa uznał za "wbrew prawu i wbrew prawdzie, wbrew zasadom współżycia społecznego i zasadzie przyzwoitości". - Tak to się stało, bo pozwany był studentem profesora Miodka - dodał adwokat. SN generalnie przyznał rację Miodkowi i podtrzymał nakaz przeproszenia go przez Brauna oraz wpłaty 20 tys. zł na cel dobroczynny. Zmodyfikował jedynie skalę przeprosin - ostatecznie mają się one ukazać w PR Wrocław, gdzie Braun wypowiedział słowa o Miodku oraz w "Gazecie Wyborczej", gdzie prof. Miodek opublikował swoje wyjaśnienie w sprawie. - Głoszenie nieprawdy nie może uzyskać ochrony - powiedziała w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Iwona Koper. Odnosząc się do argumentu o liberalizacji orzecznictwa co do wolności słowa SN zauważył, że jego uchwała z 2005 r. odnosiła się do prasy - a nie można tak kwalifikować wypowiedzi Brauna, który nie jest dziennikarzem, związanym z jakąś redakcją. - Mówienie nieprawdy nie może też być działaniem w interesie społecznym - dodał sąd. Sędzia Koper podkreśliła, że jedynie sformułowanie, iż Miodek w 1978 r. został zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik - jest prawdziwe, ale już twierdzenie, że był on "informatorem policji politycznej" zweryfikować się nie daje. Gdy ogłoszenie wyroku dobiegło końca, z ław dla publiczności wstał Grzegorz Braun i oświadczył: - Nie będę przepraszać Jana Miodka, bo był agentem SB. Pełnomocnik Miodka powiedział, że istnieje możliwość zamieszczenia w mediach przeprosin na koszt pozwanego i komorniczej windykacji należności, ale nie wiadomo, czy powód z tego skorzysta.