Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił wyrok I instancji i przekazał sprawę do ponownego merytorycznego rozpatrzenia. Nie wiadomo jeszcze, do którego sądu trafi sprawa. Dziennikarze nie zostali wpuszczeni na salę podczas ogłaszania jawnego wyroku i jego uzasadnienia. Posiedzenie Sądu Okręgowego w Warszawie odbyło się za zamkniętymi drzwiami w specjalnie zabezpieczonej sali Sądu Najwyższego. Odbywają się w niej posiedzenia warszawskich sądów w sprawach, w których występują materiały niejawne ze względu na "interes państwa". Tam też sąd I instancji umorzył sprawę Kamińskiego. Obrona Kamińskiego opowiadała się za utrzymaniem umorzenia. Zażalenie dotyczyło decyzji trzyosobowego składu Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście z 20 czerwca. Wtedy sąd na tajnym posiedzeniu niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony ten proces - jeszcze przed jego rozpoczęciem. We wszystkich zarzutach stawianych wszystkim oskarżonym sąd uznał "brak znamion przestępstwa". Sąd uznał, że istniała "wiarygodna informacja o zamiarze popełnienia przestępstwa". Zdaniem sądu CBA miało też prawo posługiwania się wytworzonymi na potrzeby operacji dokumentami. Także w kwestii podsłuchów sąd nie dopatrzył się przestępstwa, skoro zgadzały się na nie sądy. Jeden sędzia złożył zdanie odrębne, nie zgadzając się z umorzeniem. We wrześniu 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła Kamińskiego (obecnie posła PiS) i jego trzech podwładnych: b. wiceszefa CBA Macieja Wąsika (obecnie stołecznego radnego PiS) oraz b. dyrektorów Zarządu Operacyjno-Śledczego CBA Grzegorza Postka i Krzysztofa Brendela. Zarzucono im przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Grozi za to do 8 lat więzienia. Oskarżeni nie przyznali się do zarzutów, uznając je za polityczne. Kamiński ironizował Kamiński ironizował, że odpowiadać powinni także prokuratorzy i sędziowie, którzy zatwierdzali wniosek CBA o kontrolę operacyjną w "aferze gruntowej". W czerwcu 2011 r. weszła w życie zmiana prawa, zgodnie z którą służby mają obowiązek dołączania do takiego wniosku materiałów operacyjnych uzasadniających go - tego wymogu wcześniej nie było. CBA zakończyło operację specjalną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. (nie zgadza się na podawanie swych danych) łapówki za odrolnienie w ministerstwie rolnictwa gruntów na Mazurach. Prasa pisała, że łapówka miała być przeznaczona dla szefa resortu i wicepremiera Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego potem umorzono). "Afera gruntowa" doprowadziła do dymisji z rządu Leppera; rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, a także do oskarżenia o płatną protekcję Ryby i K., których proces jest do dziś w I instancji. Zdaniem rzeszowskiej prokuratury Biuro stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi za łapówkę, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie, a tylko to pozwala służbom zacząć akcję "kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej" wobec podejrzewanych. Na potrzeby operacji CBA sfabrykowało - zdaniem prokuratury bezprawnie - dokumenty (opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo i podpisami urzędników), które potem przedłożono do "przepchnięcia" przez resort rolnictwa. Rzeszowska prokuratura nadała grupie osób status pokrzywdzonych, m.in. w związku z tym, że CBA miało ich bezprawnie podsłuchiwać. Są to m.in. Lepper (a po jego samobójczej śmierci w 2011 r. najbliższa rodzina), Ryba i Andrzej K., a także politycy Samoobrony, wśród nich Janusz Maksymiuk i Stanisław Łyżwiński. Zostali oni oskarżycielami posiłkowymi. Daje to możliwość zadawania pytań oskarżonym, składania wniosków dowodowych, a także dochodzenia odszkodowań. Roszczenia finansowe przeciw oskarżonym zapowiedzieli Ryba i adwokat K. "Nie zgadza się z decyzją sądu" Po rozprawie Kamiński powiedział dziennikarzom, że nie zgadza się z czwartkową decyzją sądu. - W trakcie postępowania w I instancji, do którego dojdzie, wykażę całkowitą bezzasadność stawianych mi zarzutów - oświadczył b. szef CBA. - Sąd uwzględnił wszystkie argumenty przedstawione przez Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie, uwzględnił też argumenty podnoszone przez oskarżycieli posiłkowych i ich pełnomocników - powiedział Bogusław Olewiński reprezentujący na rozprawie w Warszawie rzeszowską prokuraturę. - Siła argumentów zwyciężyła - dodał. Jedna z oskarżycieli posiłkowych, b. współpracowniczka Andrzej Leppera, radca Małgorzata Gut uważa, że orzeczenie pokazało, iż "prawo jeszcze w Polsce dla wymiaru sprawiedliwości ma znaczenie". - Będziemy mieli więc proces, jak służby w tym kraju mają działać, jaka jest możliwość wykroczenia poza zakres przepisów prawa - powiedziała. - Ten proces był procesem systemowym, bo o przekroczenie dozwolonych prawem granic. Gdybyśmy przegrali, byłaby to otwarta karta dla wszystkich służb, żeby rozjechać społeczeństwo, co do zwykłych praw obywatelskich, które nam przysługują - zaznaczyła. Piotr Ryba powiedział, że czwartkowa decyzja sądu jest dla niego dobrą decyzją. - Przed chwilą dowiedziałem się, że odszedł mój pies. W 2007 roku, gdy miał 7 lat, ugryzł w kostkę funkcjonariusza CBA, który przeszukiwał moje mieszkanie. Po 5 latach on nie żyje, nie doczekał. Ja mam 43 lata, a tak naprawdę jesteśmy dopiero na początku drogi. Zastanawiam się ile będę miał lat, kiedy pan Kamiński i spółka wyjdą z wyrokami - powiedział dziennikarzom Ryba. - Czekam na to, bo to będzie po prostu sprawiedliwość. W czwartkowym uzasadnieniu sąd szczegółowo wyliczył, czego zaniechano, czego nie zrobiono, ta lista była bardzo długa. Zaszokowało mnie to, że w pierwszej instancji można było podjąć taką decyzję, którą ratuje tylko zdanie odrębne jednego z sędziów - powiedział Ryba. O decyzję sądu pytany przez dziennikarzy był także obecny szef CBA Paweł Wojtunik. - Mam neutralny stosunek do tej sprawy. Tego wymaga zawodowstwo. Nie jestem politykiem. Nie mam w tej sprawie emocji - powiedział. - My w tej sprawie, afery gruntowej, również mieliśmy wątpliwości i współpracowaliśmy z prokuraturą. Nie na zasadzie ścigania, nękania kogokolwiek, ale na zasadzie realizowania obowiązku. Mam obowiązek, ujawniając informacje - naszym zdaniem istotne dla postępowania - przekazywać je do prokuratury - powiedział Wojtunik