Sąd zasądził od Skarbu Państwa, reprezentowanego przez komendanta miejskiego policji w Lublinie, Prokuraturę Rejonową Praga-Północ w Warszawie oraz Komendę Stołeczną Policji w Warszawie, na rzecz Yakhity A. kwotę 50 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, w pozostałej części powództwo oddalił - ogłosiła sędzia Zofia Homa.Proces toczył się z wyłączeniem jawności, dziennikarze nie mogli też wysłuchać motywów orzeczenia. Wyrok jest nieprawomocny. Yakhita A. nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Jej adwokatka Ewa Ostańska-Mulherron zapowiedziała, że podejmie decyzję o ewentualnym wniesieniu apelacji po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku. O śmierci męża powiadomili ją znajomi Jak podawały lokalne media, sprawa dotyczy wydarzeń z 2007 r. Yakhita A. i jej mąż mieszkali wtedy w ośrodku dla uchodźców w Lublinie, starali się o przyznanie im statusu uchodźcy. Mężczyzna wyjechał poszukiwaniu pracy do Warszawy, miał zadzwonić do żony. Gdy nie odzywał się przez trzy dni, kobieta zawiadomiła policję. W pozwie o zadośćuczynienie Yakhita A. zarzuciła policji, że ta - mimo ponagleń - zwlekała z rozpoczęciem poszukiwań, a informacja o zaginięciu jej męża nie została przekazana z Lublina do komisariatów w kraju. Jak twierdziła, nie została też powiadomiona o śmierci męża, mimo że miał on przy sobie przepustkę z ośrodka w Lublinie, a w niej były dane żony. O tym, że zwłoki jej męża znajdują się w zakładzie medycyny sądowej w Warszawie, dowiedziała się dzięki pomocy znajomych. Ujawnili dane ambasadzie rosyjskiej Yakhita A. zarzuciła też stołecznej policji, że ujawniła informacje o jej mężu-uchodźcy ambasadzie rosyjskiej, do której policja miała zwrócić się z prośbą o ustalenie i powiadomienie rodziny o jego śmierci. Utrzymywała też, że dopiero po półtora roku została uznana za pokrzywdzoną w postępowaniu prowadzonym przez warszawską prokuraturę, w związku ze śmiercią jej męża. Okoliczności śmierci mężczyzny nie zostały wyjaśnione.