Taki jest środowy wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który utrzymał zeszłoroczne orzeczenie o ich winie. Siemiątkowskiego, za wydanie drogą służbową w Urzędzie Ochrony Państwa polecenia doprowadzenia do zatrzymania Modrzejewskiego, sąd skazał na karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Bieszyńskiemu sąd wymierzył łącznie 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata za to, że jako szef zarządu śledczego UOP nakłonił prokuraturę do wydania nakazu zatrzymania Modrzejewskiego, wykorzystując do tego sprawę niezwiązaną z jego działalnością w Orlenie, co - zdaniem sądu - było "pozaprawnym wykorzystaniem tego śledztwa". Sąd uwzględnił tym samym apelację prokuratury, która domagała się, aby obaj zostali skazani nie tylko w związku z bezprawnym pozbawieniem wolności Modrzejewskiego - jak orzekł sąd I instancji - ale także za nadużycie uprawnień w całej sprawie. Decyzją sądu apelacyjnego trzeci oskarżony, ówczesny wiceszef UOP płk Mieczysław Tarnowski, uniewinniony w I instancji, będzie miał ponowny proces, w którym sąd I instancji ma zbadać, czy wykonywał polecenia, czy też powinien był tego odmówić. 7 lutego 2002 r. Modrzejewski został zatrzymany na kilka godzin przez UOP. Po złożeniu wyjaśnień i postawieniu mu w prokuraturze zarzutów w sprawie ujawnienia w 1998 r. ówczesnemu szefowi PZU Życie Grzegorzowi Wieczerzakowi poufnej informacji został zwolniony, następnego dnia stracił jednak stanowisko. Przedstawiciele opozycji mówili wówczas o politycznym charakterze zatrzymania, służącym zmianie szefa tej firmy. Sam Modrzejewski uznał zatrzymanie za prowokację. Potem sąd uznał jego zatrzymanie za niezasadne, a prezesa uniewinniono od stawianego mu zarzutu. Proces w I i w II instancji w całości był tajny, ale przewodnicząca trzyosobowego składu orzekającego SA sędzia Marzanna Piekarska-Drążek postanowiła jawnie ogłosić uzasadnienie zapadłego orzeczenia. Według sądu argumenty oskarżonych, że działali dla bezpieczeństwa państwa, nie mają pokrycia w faktach i są jedynie linią ich obrony, której sąd nie zaakceptował. "Do dziś nie ma dowodów ani poszlak, że umowa z J&S mogła narażać na szwank bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju. A nawet jeśli oskarżeni mieli takie subiektywne przeświadczenie, to powinni byli postawić Andrzejowi Modrzejewskiemu zarzut nieprawidłowości w handlu paliwami i zatrzymać go w takiej sprawie, a nie wykorzystywać do tego inne śledztwo" - oceniła sędzia. Sąd uznał, że celem bezprawnego zatrzymania Modrzejewskiego było wyłącznie niedopuszczenie do podpisania przez niego kontraktu paliwowego ze spółką J&S, do czego wykorzystano inną sprawę - dotyczącą nieprawidłowości w obrocie akcjami przez Modrzejewskiego. W tym celu UOP uzyskał od prokuratury nakaz zatrzymania prezesa PKN Orlen przed podpisaniem przez niego umowy z J&S. Sąd podkreślił, że było to "rażące złamanie przepisów i etyki zawodowej" przez szefów UOP. Sąd wskazał, że niedługo przed zatrzymaniem Modrzejewskiego Urząd ds. Ochrony Konkurencji i Konsumentów w coraz bardziej alarmującym tonie wskazywał na możliwość zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego państwa przez przedłużenie umowy J&S z Orlenem i domagano się zapobieżenia podpisania takiej umowy. "Spisek i intryga to nie są w tej sprawie słowa na wyrost" - mówiła sędzia Piekarska-Drążek, przypominając, że w całej sprawie odbyło się spotkanie w kancelarii premiera Leszka Millera, po którym szef UOP Siemiątkowski wydał polecenia związane z zatrzymaniem Modrzejewskiego (szczegółów sąd nie ujawniał z uwagi na tajemnicę). - Oskarżeni, zasłaniając się bezpieczeństwem państwa, wiedząc, że Andrzej Modrzejewski nie jest o nic podejrzewany w sprawie związanej z dostawami paliw, wykorzystali inną sprawę, by go zatrzymać. Cel wyznaczony na porannym spotkaniu w kancelarii premiera został skrupulatnie zrealizowany - ocenił sąd podkreślając, że polecenie Siemiątkowskiego "gorliwie podchwycił" płk Bieszyński. - Zarządzenie (o nakazie zatrzymania szefa Orlenu - red.) zostało upozorowane na legalne - podkreślił sąd uznając, że Bieszyński "nie przyjmował argumentacji prawnej ani innej, aby powstrzymać się od decyzji co do zatrzymania" i wystarał się o decyzję prokuratury. Osobny fragment uzasadnienia sędzia Piekarska-Drążek poświęciła właśnie prokuraturze. - To wstydliwe dla naszego państwa, że prokuratorzy nie dali odporu żądaniom UOP. Ani w Prokuraturze Krajowej, ani w apelacyjnej, ani w okręgowej nie znalazł się choć jeden sprawiedliwy, który oceniłby sprawę fachowo. Wręcz wstydliwe jest, że jeden z prokuratorów powiedział: tyle co możemy zrobić dla UOP, to zatrzymać Modrzejewskiego, a wniosku o jego areszt nie skierujemy+. Takie wypowiedzi rzutują na ocenę całego wymiaru sprawiedliwości - mówiła. Śledztwo w całej sprawie trwało prawie sześć lat. Przez ostatnie trzy lata prokuratorzy czekali na decyzję sądu dyscyplinarnego w sprawie uchylenia immunitetu prokurator Małgorzacie Dukiewicz, nadzorującej ówczesne postępowanie dotyczące Modrzejewskiego. Śledczy chcieli postawić jej zarzuty. Gdy w 2009 r. zapadła prawomocna decyzja prokuratorskiego sądu dyscyplinarnego o odmowie uchylenia immunitetu, ten wątek wyłączono z postępowania i umorzono; wówczas przygotowano akt oskarżenia. - To zwycięstwo państwa obywatelskiego - mówił dziennikarzom Modrzejewski po środowym wyroku. Piekarska-Drążek podkreślała, że poczucie krzywdy b. prezesa Orlenu, który w wyniku zatrzymania stracił pracę i wiarygodność, jest "absolutnie uzasadnione". Wolność - jak mówił sąd, przytaczając element definicji prof. Andrzeja Rzeplińskiego - to także wolność od lęku przed państwem. - Mówiąc obrazowo, gdy idąc ulicą widzę policjanta, powinienem być pewny, że on tu jest, aby strzec mego bezpieczeństwa, a nie po to, by mnie zgarnąć - powiedziała sędzia. - Zostajemy przy swoich zdaniach, ja uważam, że było wtedy zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego państwa. Sprawa zamknięta - powiedział Siemiątkowski, który wykłada na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, gdzie pracuje - z przerwami na działalność polityczną - od 1981 r. Wyrok skazujący wstrzymuje mu na kilka lat możliwość uzyskania tytułu profesorskiego. W 1989 r. uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu z ramienia strony rządowej. Był członkiem PZPR. Za rządów SLD był m.in. szefem MSW, koordynatorem służb specjalnych, szefem UOP, szefem AW; był też posłem SLD oraz ministrem w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Odszedł z polityki po nieudanym starcie w wyborach parlamentarnych w 2005 r. Pisze książki o służbach specjalnych.