Podczas konferencji prasowej w Gdańsku przedstawiciele związku nie odpowiedzieli jednak wprost na pytanie, czy Solidarność zorganizuje manifestację 4 czerwca przy Pomniku Poległych Stoczniowców, czy też ją odwoła. Przeczytaj komentarz Romana Graczyka: Ucieczka Tuska do Krakowa Zapowiedź protestu związkowców w tym miejscu i czasie była powodem, dla którego premier Donald Tusk zapowiedział na początku tygodnia, że uroczystość w Gdańsku może się nie odbyć, jeśli ma być zakłócona. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł rządowych obchody mają być przeniesione w Gdańska do Krakowa. Premier ma ogłosić decyzję w czwartek o godz. 13. 4 czerwca pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku planowano spotkanie szefów rządów wielu państw z młodzieżą. Śniadek podkreślał, że o tych obchodach Solidarność dowiaduje się z mediów i nie jest na nie zaproszona. W swoim oświadczeniu zaznaczył, że "władze państwowe podczas partyjnej imprezy w Pałacu Kultury 29 kwietnia w Warszawie decydując się na niedopuszczalny pokaz siły, skrzywdziły polskich pracowników i dzisiaj lękają się ludzkiego gniewu". W zeszłym tygodniu w Warszawie kilkuset stoczniowców protestowało przed Pałacem Kultury i Nauki w obronie stoczni Gdańsk i swoich miejsc pracy. Doszło do starć demonstrantów z policją. Funkcjonariusze użyli pałek i gazu pieprzowego. W tym samym czasie w PKiN obradował kongres Europejskiej Partii Ludowej (należą do niej PO i PSL), w którym uczestniczyli przywódcy państw UE. Śniadek zaapelował o "okazanie szacunku polskim robotnikom i zaprzestanie prowadzonej kampanii insynuacji". Przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego "S" Krzysztof Dośla podkreślił, że "po manifestacji 29 kwietnia w Warszawie związek obawia się nie o zachowanie stoczniowców, ale służb porządkowych, bo to siły porządkowe zaatakowały stoczniowców, a nie odwrotnie". - Niestety możemy domniemywać, że w Gdańsku również mogłoby dojść do takiej prowokacji i dlatego nie jesteśmy w stanie zagwarantować za wszystkich uczestniczących w ewentualnej manifestacji - powiedział Dośla. Dodał, że Solidarności byłoby przykro, gdyby uroczystości zostały przeniesione z Gdańska. Według Śniadka, "dziś głównym problemem są lęki władzy, która uczyniła krzywdę robotnikom, a dziś się obawia ich gniewu i to ewentualne przezwyciężenie tych problemów wewnątrz władzy rozstrzygnie o tym, jak potoczą się wydarzenia". Powtórzył, że ze strony Solidarności nie ma żadnego zagrożenia dla powagi uroczystości 4 czerwca. Przewodniczący Solidarności dodał, że związek "czeka na rozmowy z organizatorem obchodów". Jak mówił, "ma poczucie zgorszenia sposobem organizacji tych uroczystości". Mieczysław Chełminiak, członek komisji międzyzakładowej Solidarności Stoczni Gdańsk zadeklarował, że stoczniowcy dochowają odpowiedniej powagi uroczystości i zachowają się tak, jak cała Solidarność. Na konferencji nie było wiceprzewodniczącego stoczniowej Solidarności Karola Guzikiewicza, organizatora manifestacji stoczniowców w Warszawie 29 kwietnia. W czwartek powiedział, że jeżeli będzie manifestacja w Gdańsku, to będzie miała charakter pokojowy i będzie połączona z uroczystościami religijnymi "z szacunku dla tych, którzy zginęli w walce z komunizmem i którzy nadal walczą o prawa pracowników". Nie wykluczył, że na uroczystości powinni być zaproszeni prezydenci Lech Kaczyński i Lech Wałęsa. Oświadczył, że stoczniowcy nie będą palić opon "na grobach stoczniowców", przy Pomniku Poległych Stoczniowców. W miniony poniedziałek podczas konferencji prasowej Guzikiewicz tłumaczył, że "Pomnik Poległych Stoczniowców to jest pomnik 10 mln Polaków, którzy walczyli o wolność i w sytuacji, gdy niepewny jest los polskich stoczniowców, nie wolno robić spotów politycznych w tym miejscu trzy dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego".