O bulwersującej sprawie wykrycia sprzedaży padliny do jednej z podsądeckich ubojni gazeta pisała w październiku, gdy policja na gorącym uczynku przyłapała dwóch mężczyzn. Mówiło się wówczas, że w ten sposób sprzedano kilka sztuk padłych zwierząt. - Zdobyte informacje pozwalają jednak podejrzewać, że proceder uprawiany był na znacznie większą skalę - powiedział w czwartek Andrzej Sus, rzecznik prasowy sądeckiej policji. - Mamy dokumentację z tej ubojni w Żeleźnikowej Wielkiej, w której zatrzymaliśmy podejrzanych Adama K. i Antoniego S., dwie strony transakcji będącej przedmiotem śledztwa. Docieramy do rolników, od których mężczyzna skupował padłe zwierzęta. Prowadzimy także postępowanie pod kątem poświadczenia nieprawdy przez weterynarzy pełniących nadzór w ubojni i odpowiedzialnych za dokumentację badań dostarczanych tam zwierząt. Z informacji przekazywanych przez rolników wynika, że prowadzący legalny skup zwierząt Adam K., mieszkaniec podtarnowskiego Siemiechowa, wprowadzał ich w błąd. Tłumaczył, że padłe sztuki trafiają do przerobu na pasze dla zwierząt. Dla mimowolnych konsumentów feralnych wędlin jest pocieszająca wieść - stwierdzono, że mięso nie było zakażone.