Znalezienie miejsca dla sześciolatka w przedszkolu w wielu miastach graniczy z cudem. Choć zgodnie z przepisami dzieci pięcio- i sześcioletnie ze względu na to, że są objęte obowiązkową "zerówką", mają pierwszeństwo w rekrutacji, samorządy coraz częściej lokują zerówki w szkołach. Celem nie jest tu uwalnianie przedszkolnych miejsc dla młodszych dzieci, ale wymuszenie na rodzicach decyzji. Bo skoro już zabierają dziecko z przedszkola i muszą je przenieść do szkoły, to może zamiast powtórnej zerówki wybiorą jednak dla niego pierwszą klasę. Chodzi o pieniądze - na dziecko uczęszczające do szkoły gmina otrzymuje fundusze z budżetu, za utrzymanie dziecka w przedszkolu musi zapłacić sama - czytamy na stronach "Rzeczpospolitej". "Samorządowcy wypychają sześciolatki do szkół, bo zależy im na pieniądzach z subwencji oświatowej, którą dostają na uczniów z budżetu państwa" - mówi "Rzeczpospolitej" Tomasz Elbanowski z fundacji Rzecznik Praw Rodziców, która zbiera głosy pod obywatelskim wnioskiem ws. referendum w kwestii obniżenia wieku szkolnego. "Co więcej, by zrealizować swój cel, zmuszają nauczycieli i psychologów, żeby sprzeniewierzali się etyce zawodowej i okłamywali rodziców, że ich sześciolatki poradzą sobie na pewno w 1 klasie. Z sygnałów, które odbieramy w Fundacji wynika, że jest to powszechna praktyka".