O sprawie poinformowali gazetę rodzice dzieci jednej z podstawówek w powiecie strzeleckim. Gdy dowiedzieli się, że dla polskich uczniów nie przewidziano lekcji języka niemieckiego, domagali się ich wprowadzenia. Wtedy usłyszeli od dyrekcji, że ich dzieci będą mogły skorzystać z takich zajęć pod warunkiem, że oni podpiszą wniosek o przynależności do mniejszości. Co więcej, treść dokumentu, który dyrektor szkoły dał rodzicom do podpisania, daleko wykracza poza rozporządzenie ministra edukacji w tej sprawie. Zgodnie z wytycznymi we wniosku mają być jedynie dane dotyczące rodziców i uczniów oraz tryb, w jakim rodzice chcą, aby język był wykładany. Kuratorium zastrzegło, że nie można wymagać od rodziców deklaracji o przynależności do mniejszości. Tymczasem szkoła kazała się podpisać pod formułą o treści:" Uprzejmie proszę o umożliwienie synowi/córce nauki języka niemieckiego jako języka mniejszości narodowej oraz naukę własnej historii i kultury organizowanych w celu podtrzymywania poczucia tożsamości narodowej. W przypadku rezygnacji z nauki języka ojczystego, historii i kultury kraju pochodzenia ucznia zobowiązuje się powiadomić o tym fakcie dyrektora zespołu". "Rzeczpospolita" wyjaśnia, że takie rozwiązanie gwarantuje szkole dodatkowe dochody, bo dotacja na kształcenie ucznia należącego do mniejszości jest o wiele wyższa. "Rodzice mówią o skandalu i przekonują, że podobnych sytuacji na ich terenie jest więcej. Bulwersuje ich fakt, że szkołom bardziej opłaca się kształcić członków mniejszości niż Polaków" - czytamy w "Rzeczpospolitej".