Projekt nowelizacji ustawy złożyła sejmowa Komisji ds. Petycji. Celem zmian jest, aby Sąd Najwyższy rozpatrywał każdą skargę kasacyjną, bez wstępnej jej kontroli, tzw. przedsądu, sprawowanego przez jednego sędziego SN na podstawie, jak napisano w uzasadnieniu, bardzo ogólnych kryteriów. W instytucji przedsądu od początku budzi zastrzeżenia to, że tamuje ona dostęp do SN. Autorzy projektu ustawy uważają, że daje to sędziemu ogromne pole do swobodnej interpretacji i nadmierne uprawnienia. - Można sobie wyobrazić zniesienie przedsądu, ale nie obędzie się to bez kosztów - mówi "Rzeczpospolitej" Dariusz Zawistowski, prezes Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. - Kosztem będzie dłuższe oczekiwanie na rozpoznanie skargi kasacyjnej, a musimy pamiętać, że w sprawie zawsze biorą udział dwie strony i ta druga, która ma już wyrok, będzie dłużej w niepewności, na czym stoi. Na ostateczny werdykt SN nie będzie bowiem czekać, jak teraz, kilka miesięcy, ale może trzy-cztery lata - podkreśla sędzia. Inne zdanie ma prof. Maciej Gutowski, adwokat, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu. - Likwidacja przedsądu to dobry pomysł, ponieważ skarga kasacyjna ma usunąć niezgodność orzeczenia z prawem materialnym lub procesowym i nie powinno być istotne, czy występuje znaczące zagadnienie prawne, czy też problemy interpretacyjne. Albo skarga kasacyjna ma służyć kontroli legalności orzeczeń, albo selekcjonowaniu ciekawych dla SN spraw. Niesłusznie natomiast projekt chce wyeliminować możliwość zmiany orzeczenia przez SN, gdy narusza ono prawo materialne, ponieważ niepotrzebnie wydłuży to postępowanie. Niesłusznie też wskazuje, że postanowienia w przedsądzie nie są uzasadniane, ponieważ od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2007 r. się je uzasadnia, choć niestety zbyt często kiepsko - powiedział adwokat "Rzeczpospolitej". Więcej w "Rzeczpospolitej"