Rada Warszawy głosami PO podjęła decyzję o budowie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej u zbiegu ulic Trębackiej i Focha. Z pierwszych szacunków wynika, że jego budowa mogłaby kosztować od pięciu do dziesięciu milionów złotych. To efekt roszczeń do terenu, na którym miałby stanąć. Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że na ich pokrycie trzeba przeznaczyć ok. 5 mln złotych, ale pełnomocnik właściciela działki zastrzega, że jego klient oczekuje znacznie wyższej kwoty. Resztę kosztów stanowią zaś projekt i realizacja samego pomnika. "Jestem zaskoczona, że miasto nie wspomniało o takim obciążeniu, że nie przewidziano tych spraw. Nasza opinia byłaby wtedy inna" - przyznaje Barbara Nowacka, córka Izabeli Jarugi-Nowackiej. Pominięte czują się też rodziny, które nie podpisały się pod listem. "Na spotkanie dotyczące budowy pomnika zaproszono tylko te rodziny, które wystosowały apel do prezydenta. Było ich około trzydziestu. Pozostałe o wszystkim dowiedziały się z mediów" - mówi nam Justyna Kazana, córka Mariusza Kazany. Jak podkreśla "Rzeczpospolita", zdaniem większości rodzin znacznie lepszym wyjściem byłby powrót do koncepcji pomnika świateł przed Pałacem Prezydenckim. Proponują, by powstał między istniejącym już pomnikiem Ks. Józefa Poniatowskiego a dwoma monumentami lwów. Władze Warszawy nie chcą jednak słuchać o takiej propozycji. Gronkiewicz-Waltz podkreśliła, że decyzja o lokalizacji pomnika jest ostateczna, a w TVN 24 pomysł pomnika świateł porównała do wieców NSDAP. Dlaczego Platforma sprzeciwia się pomnikowi świateł przed Pałacem Prezydenckim? "Ofiary trzeba upamiętnić tak, by nie dać PiS-owi żadnych podstaw do budowy mitu o wielkiej prezydenturze Lecha Kaczyńskiego" - mówi "Rzeczpospolitej" jeden z senatorów. Więcej na ten temat - w "Rzeczpospolitej"