"Ten punkt nie znalazł się póki co w planie komisji, a do końca kadencji są tylko dwa posiedzenia Sejmu i sporo ustaw na tzw. wczoraj" - mówi "Rzeczpospolitej" Urszula Rusecka z PiS, przewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Nie ukrywa, że nie ma już zbyt wielu szans na uregulowanie statusu pierwszej damy. "Rz" przypomina, że wszystko zaczęło się od petycji, którą w październiku ubiegłego roku do premiera Mateusza Morawieckiego wysłało stowarzyszenie Polski Instytut Praw Głuchych. Inicjatorem pisma był Daniel Kowalski, dyrektor zarządzający stowarzyszenia. "Zdaniem instytutu pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda 'niewątpliwie jest jedną z kobiet najbardziej zapracowanych w kraju', a jej 'ogromna aktywność' wymaga wielu wyrzeczeń, takich jak porzucenie pracy zawodowej. Dlatego stowarzyszenie zaapelowało o przyznanie jej pensji. Zauważyło, że obecnie małżonka prezydenta nie jest nawet ubezpieczona, a składki musi odprowadzać jej mąż" - czytamy w dzienniku. "Rzeczpospolita" zwraca przy tym uwagę, że krytycznie do przyznania pensji małżonce odnosił się w styczniu tego roku sam Andrzej Duda w rozmowie z Wirtualną Polską. "Moja żona nie oczekuje pensji, może sprawować funkcję honorowo, w pełni pro publico bono" - powiedział wówczas prezydent. Według dziennika zamrożenie prac w Sejmie oznacza, że fiaskiem skończy się już druga próba przyznania pensji małżonce prezydenta za rządów PiS. "Pierwsza miała miejsce latem 2016 roku. Uposażenie dla pierwszej damy było elementem większej nowelizacji, podnoszącej pensje m.in. prezydenta i ministrów oraz parlamentarzystów. W przypadku pierwszej damy projekt przewidywał pensję w wysokości około 13 tys. zł brutto miesięcznie. Natomiast ok. 10 tys. zł miałyby zacząć dostawać małżonki byłych prezydentów. Po społecznej krytyce projekt podwyżek dla polityków został wycofany z Sejmu, choć akurat pensja dla pierwszej damy budziła najmniejsze kontrowersje" - przypomina "Rz".