Jak pisze gazeta, wyrażona w czerwcu w Sejmie sugestia Donalda Tuska, że za aferą podsłuchową stoją Rosjanie, nie ma pokrycia w faktach. Organy ścigania nie znalazły bowiem żadnych dowodów wskazujących na to, by afera była inspirowana przez obce państwa. Prokuratura nie ma nawet wiarygodnych poszlak wskazujących, by to obce specsłużby odpowiadały za nagrywanie polskich polityków albo też doprowadziły do publikacji nagrań - czytamy. Wysokiej rangi oficer ABW przyznał w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że "nie wie, dlaczego premier powiedział w Sejmie te słowa". Specjalna grupa śledcza złożona z oficerów ABW i CBŚ sprawdzała kilka wątków kontrwywiadowczych, m.in. związanych z handlem węglem z Rosją, który prowadzi główny podejrzany w aferze Marek Falenta. Jak napisała "Rzeczpospolita", nie znaleziono niczego, co wskazywałoby na działanie Falenty na zlecenie Rosji. Sam podejrzany broni się przed oskarżeniami przekonując, że na rok przed wybuchem afery poinformował ABW i CBA o nagrywaniu polityków. Szef CBA Paweł Wojtunik nie chciał się odnieść do sugestii, że Falenta był zarejestrowany jako agent. Zaznaczył, że nie ma również żadnych dowodów na temat wiedzy CBA na temat podsłuchów. "Falenta opowiada takie rzeczy, bo walczy o życie. Dziś wiemy już, że nagrywanie to była jego stała praktyka biznesowa" - skomentował anonimowy przedstawiciel jednej ze służb.