Resort zdrowia - informuje gazeta - postanowił wesprzeć najmniejsze i najbiedniejsze szpitale, które przed wakacjami groziły wypowiedzeniem umów z NFZ. We wrześniu lecznice dostaną od 50 tys. do nawet 3,4 mln zł więcej, średnio po 922 tys. zł. Łącznie na podwyżki ryczałtów Fundusz przekaże 344 mln zł z 1,8 mld zł dotacji, którą dostał w ub.r. z budżetu państwa. Pieniądze mają trafić do grup zawodowych pominiętych wcześniej w ustawowych podwyżkach - fizjoterapeutów czy techników elektroterapii. Zwiększenia wynagrodzeń mają się też doczekać diagności laboratoryjni, gotowi do najostrzejszych form protestu. Zdaniem dyrektorów szpitali pieniędzy obiecanych przez ministerstwo nie wystarczy jednak na wszystkie potrzeby. Janusz Boniecki, dyrektor Szpitala Powiatowego w Ostródzie, który ma 1 mln zł straty, ocenia w rozmowie z "Rz", że by realnie pomóc szpitalom, resort musiałby wesprzeć je 4 mld zł. W ocenie eksperta Związku Miast Polskich Marka Wójcika dodatkowe pieniądze nie zmienią sytuacji najmniejszych placówek, które coraz częściej zamykają lub ograniczają pracę oddziałów. "To nawet nie gaszenie pożaru, ale tłumienie ognia. Resort nie ma pomysłu na działanie lecznic, które są najbliżej obywatela i załatwiają jego podstawowe potrzeby zdrowotne. Lekarze z nich uciekają, a pacjenci miesiącami czekają w kolejkach bez gwarancji dostępu do świadczeń. Bez zmian systemowych one i tak padną" - mówi "Rz" Wójcik.