Manewry wojskowe pod kryptonimem "Anakonda" odbywają się co dwa lata, to największe ćwiczenia w tym roku. Weźmie w nich udział około 12,5 tys. żołnierzy, a dodatkowo pięć tys. w krajach bałtyckich i na morzu - podaje dziennik. Porozumienie z dowództwem Z informacji "Rzeczpospolitej", uzyskanych w Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych, wynika, że weźmie w nich też udział około 450 członków z ponad 20 organizacji proobronnych. Zostaną oni zgrupowani w ośmiu plutonach, które mają współdziałać z Siłami Zbrojnymi, m.in. na poligonie w Orzyszu i Drawsku Pomorskim. Jak poinformował dziennik ppłk Piotr Walatek z Dowództwa Operacyjnego, udział w ćwiczeniach takich organizacji wynika z porozumienia podpisanego pomiędzy dowództwem a organizacjami, a także z decyzji ministra obrony wydanej 12 października 2018 r. Decyzja na razie nie została opublikowana w Dzienniku Urzędowym Ministerstwa Obrony Narodowej, dlatego nie są znane szczegóły udziału tych organizacji w ćwiczeniach. Broń pozbawiona cech bojowych Oficerowie Wojska Polskiego powiedzieli gazecie, że członkowie organizacji będą posiadać własną broń, ma ona być pozbawiona cech bojowych - wyjdą na poligon z atrapami broni. Udział tych organizacji w ćwiczeniach budzi kontrowersje US Army. "Rzeczpospolita" ustaliła, że notatka która 27 kwietnia 2016 r. trafiła do Centrum Operacyjnego MON, zawierała informację, że dzień wcześniej w trakcie spotkania w Biurze ds. Proobronnych MON przedstawiciele amerykańskiej armii wyrazili niepokój w związku z udziałem cywilów z formacji paramilitarnych w ćwiczeniach. Wątpliwości Amerykanów dotyczyły tego, że w rejonie bezpośrednich ćwiczeń wojsk USA nie mogą przebywać cywile. Pierwszy raz członkowie organizacji paramilitarnych wzięli udział w ćwiczeniach dwa lata temu za zgodą ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Początkowo Macierewicz wyraził zgodę na udział w ćwiczeniach trzech organizacji. Kilka dni przed ćwiczeniami dołączył do nich jeszcze Związek Strzelecki - przypomina gazeta. Więcej w "Rzeczpospolitej".