Wszystko dlatego, że MEN każe im przekonywać rodziców sześciolatków, że lepsze miejsce dla ich pociech jest w szkole, a nie w przedszkolu. Ci zaś coraz ostrzej krytykują kontrowersyjne polecenia MEN oraz podległych mu kuratoriów oświaty. "Rzeczpospolita" przytacza fragment listu nauczycielki wychowania przedszkolnego z 30-letnim stażem, która wprost nazywa działania MEN manipulacją: "Dlaczego nauczycielom przedszkoli każe się kłamać, że dziecko świetnie sobie da sobie radę w I klasie? W ulotkach i spotach reklamowych MEN podaje informację, że dzieci sześcioletnie będące w szkole mają znacznie lepsze wyniki z zakresu czytania, pisania, matematyki niż te, które uczęszczają do przedszkola czy oddziału przedszkolnego. Pisząc te bzdury, MEN nie podaje do publicznej informacji, że w przedszkolach podstawa programowa nie zawiera treści z zakresu nauki czytania i w ogóle poznawania liter, zawiera jedynie treści z przygotowania dziecka do nauki czytania, pisania czy operacji matematycznych". Do redakcji "Rzeczpospolitej" docierają też sygnały o ankietach MEN, w których dyrektor szkoły ma raportować, ilu sześciolatków z jego placówki trafiło do szkolnych ław. Ankieta ma być podstawą do oceny pracowników przedszkola. "To jawny nacisk na nauczycieli, by wysyłali dzieci do szkoły podstawowej, która w naszym rejonie zupełnie jest nieprzygotowana do pracy z dziećmi sześcioletnimi" - napisano w jednym z listów. Inny nałożony na przedszkola przez MEN obowiązek każe pracownikom przedszkoli opisać działania, jakie podejmą, by namówić rodziców sześciolatków do posyłania dzieci do szkół. Potem mają zostać rozliczeni z tego, jak z tych zadań się wywiązali. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".