Były szef rzeszowskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa, a wcześnie funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, Janusz W., który został w lutym 2018 roku skazany na rok i osiem miesięcy pozbawienia wolności za korupcję, powoływanie się na wpływy i pranie pieniędzy, nie odsiedzi kary - ustaliła "Rzeczpospolita". Według informacji gazety, skazany najpierw dostał odroczenie odsiadki na pół roku, potem na rok. Dzięki temu mógł starać się o zawieszenie kary, z czego skorzystał. Kilka dni temu sąd zawiesił ją na trzy lata. Powodem ma być choroba skazanego. "W praktyce wysoki rangą były funkcjonariusz skazany za bardzo poważne przestępstwa wykpi się od odbycia wyroku" - ocenia dziennik. Gazeta ustaliła też, że Janusz W. - również ze względu na chorobę - nie będzie zeznawał jako świadek w procesie przeciwko innemu oskarżonemu w aferze podkarpackiej - byłemu prokuratorowi Zbigniewowi N. Jak przypomina "Rzeczpospolita", Janusz W. to jeden z niechlubnych "bohaterów" głośnej afery podkarpackiej. Przyjmował łapówki od Mariana D. - biznesmena z branży paliwowej, który zdaniem prokuratury opłacał polityków (m.in. Jana B. - barona PSL na Podkarpaciu), sędziów, prokuratorów, szefową rzeszowskiej apelacji Annę H. i funkcjonariuszy służb specjalnych, by prowadzić interesy. A także, by uzyskiwać korzystne decyzje w skarbówce i wyroki w sądach. Więcej w "Rzeczpospolitej"