W połowie maja 2016 r. na wrocławskim rynku policja zatrzymała 25-letniego Igora S. Według funkcjonariuszy, mężczyzna był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Sprawa wróciła po wyemitowaniu sobotniego reportażu w TVN24, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora, którego kilkakrotnie użyto wobec mężczyzny. Komenda Główna Policji zapewnia, że "użycie przez interweniujących policjantów środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej i tasera przeznaczonego do obezwładniania osób za pomocą energii elektrycznej, a następnie kajdanek było adekwatne do sytuacji oraz do zachowania się mężczyzny". Rzecznik KGP mł. insp. Mariusz Ciarka powiedział w niedzielę PAP, że użycie paralizatora regulują przepisy określone w ustawie o środkach przymusu bezpośredniego. "Policjanci użyli na rynku paralizatora zgodnie z przepisami, oczywiście cały materiał będzie podlegał ocenie prokuratury" - powiedział Ciarka. Pytany, ile razy można porażać, rzecznik powiedział: "Nie ma określonej ilości, jeżeli chodzi o użycie paralizatora, natomiast trzeba pamiętać, że jest to jeden z tych łagodniejszych środków, w porównaniu chociażby z bronią palną". "My, jako policja, wręcz dążymy do tego, aby policjanci byli wyposażeni w tasery, tak, aby użycie broni palnej, gdzie skutki są już nieodwracalne, było ostatecznością" - wyjaśnił rzecznik. Sprawa Roberta Dziekańskiego Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar przypomina, że przed laty głośna była inna sprawa śmierci po użyciu tasera. W 2007 r. Polak, Robert Dziekański zmarł po tym, jak policja użyła wobec niego tego urządzenia na lotnisku w Vancouver. Jak powiedział Bodnar - w niedzielę w TVN24 - policjant, który użył wówczas tasera, został skazany na karę 2,5 roku pozbawienia wolności. "I to jest standard demokratycznego państwa. Ta sprawa, ta nasza sprawa Igora S. musi być wyjaśniona do końca, ale także muszą być wprowadzone te mechanizmy, które spowodują, że do takich przypadków po prostu na komendzie policji nie będzie w przyszłości dochodziło" - podkreślił RPO. Jak wyliczył chodzi m.in. o każdorazową obecność adwokata przy osobie zatrzymanej, pełny monitoring, prowadzenie takich spraw przez prokuraturę niezależną od jednostki policji, wprowadzenie kamer montowanych na mundurze policyjnym, które na bieżąco nagrywają wszystkie czynności. W sprawie Dziekańskiego, którą przypomina Bodnar, z nagrania świadka wydarzenia wynikało, że Polak zachowywał się dość gwałtownie. Funkcjonariusze użyli paralizatora, żeby go obezwładnić. W 2011 r. Sąd Najwyższy kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska przyznał, że taser może zabić. Sprawę wniósł do sądu producent urządzenia - Taser International. Firma uznała bowiem, że krzywdzące są dla niej i szkodzą jej reputacji wnioski z prac tzw. komisji Braidwooda, która badała sprawę śmierci Dziekańskiego. W swoim raporcie komisja sędziego Thomasa Braidwooda uznała m.in., że użycie paralizatora niesie ze sobą duże ryzyko śmierci osoby, wobec której używa się tej broni. Wśród rekomendacji dotyczących stosowania paralizatorów znalazło się ostrzeżenie, by nie stosować jej kilkakrotnie. Właśnie takiej treści ustaleń sprzeciwiał się Taser International, twierdząc, że nie uwzględniają one danych naukowych i medycznych, dostarczonych przez firmę. Jednak Sąd Najwyższy Kolumbii Brytyjskiej (zachód Kanady) przyznał rację komisji Braidwooda. Joanna Balcer