Polacy wciąż lubią o o sobie myśleć jako mieszkańcach 40-milionowego kraju. To myślenie trzeba będzie mocno zweryfikować - podkreślają eksperci od demografii. Ludność Polski - według danych GUS - wynosiła na koniec 2018 roku 38,41 mln. Barbara Socha szacuje, że co roku będzie nam ubywać ok. 200 tys. osób. "To tak, jakby znikały z mapy Gliwice czy Radom" - mówi Socha. To wariant... optymistyczny, zakładający, że w pewnym momencie dzietność wzrośnie. "Wariant pesymistyczny mówi o 17 mln Polaków. Przy dzietności na poziomie 1,4" - wylicza rozmówczyni "DGP". Według ekspertki raczej nie unikniemy stałego ujemnego przyrostu naturalnego na poziomie minus 200-300 tys. rocznie. W dyskusji nad tym, jak zwiększyć dzietność Polaków, Socha zwraca uwagę na wątek, który nieczęsto się pojawia: "Ważne są także zmiany kulturowe. Proszę spojrzeć na USA. Nie ma tam rozbudowanej polityki prorodzinnej, ale społeczne postrzeganie dzieci jest inne". Spadek populacji Polski w żadnej mierze nie będzie dobrą wiadomością. "Zmniejszenie liczebności kraju o połowę nie odbędzie się na zasadzie pstryknięcia palcami. Będziemy musieli mierzyć się również z potężnym starzeniem się społeczeństwa. Według naszych danych już w 2050 roku polska populacja będzie jedną z najstarszych w Europie. Bardzo mało osób w wieku produkcyjnym będzie musiało utrzymać rzeszę osób w jesieni życia" - prognozuje Barbara Socha. Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej"