Plan Boniego był prosty: w 2011 roku pracę ma stracić co dziesiąty urzędnik. Programem cięć miały być objęte wszystkie resorty, agencje rządowe, urzędy wojewódzkie, skarbowe, ZUS, KRUS, NFZ, NFOŚ i PRFON. Po redukcji etatów administracji miała wrócić do poziomu z początków rządu Donalda Tuska. Wówczas urzędy zatrudniały 576 tysięcy pracowników. Dziś armia urzędników liczy 630 tys. osoby. Ustawie Boniego ostro sprzeciwia się jednak duża część resortów. MSWiA nie podoba się na przykład sama filozofia proponowanych zmian. Zdaniem resortu redukcja etatów powinna się opierać na kryteriach jakościowych, a nie ilościowych. Ministerstwo Finansów uważa z kolei, że cięcia powinny odbywać się stopniowo: o 5 proc. w 2011 roku i po 2 proc. w czterech kolejnych latach. Jeszcze mniej elastyczny jest minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który "nie widzi możliwości zmniejszenia zatrudnienia o więcej niż 3 procent". Część resortów zasłania się także nadchodzącą prezydencją Polski w Unii Europejskiej. Wśród nich jest na przykład... Ministerstwo Rolnictwa.