W poniedziałek w Warszawie odbyło się spotkanie przedstawicieli administracji rządowej, samorządu i organizacji pozarządowych ze społecznością romską Wrocławia. To efekt petycji, którą premier Ewa Kopacz otrzymała we wtorek w sprawie likwidacji romskiego koczowiska w tym mieście. Pod koniec lipca we Wrocławiu rozebrano cztery baraki na terenie należącym do miasta, zamieszkiwane przez ok. 10 rumuńskich Romów. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz tłumaczył, że rozbiórkę przeprowadzono na podstawie decyzji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. PINB prowadzi też takie same postępowanie ws. zabudowań na nielegalnie zajmowanym przez Romów innym miejskim terenie - to większe koczowisko niż te zlikwidowane. W stosunku do mieszkańców tego koczowiska we wrocławskim sądzie toczy się proces o eksmisję, który wytoczyło miasto. Petycja do Ewy Kopacz Niedawno, przed spotkaniem Ewy Kopacz ze środowiskami artystycznymi Wrocławia, grupa rumuńskich Romów wręczyła szefowej rządu petycję. - Myślimy nad różnymi sposobami zaradzenia problemowi - powiedziała Fuszara. Według niej rozwiązanie mogłyby przynieść i zmiany legislacyjne, i zmiany praktyki postępowania władz. Podkreśliła, że problem ma szerszy charakter, i nie dotyczy tylko Wrocławia i jedynie Romów z Rumunii. - Problem koczowisk obywateli Unii pojawia się także w innych miejscach i dotyczy także Romów z Bułgarii - dodała. Zaznaczyła, że oni mogą u nas przebywać, ale często nie mają dokumentów tożsamości, wydawanych przez własny kraj. Fuszara powiedziała, że w trakcie spotkania wskazywano m.in. na konieczność zaangażowania strony rumuńskiej, bo część Romów pochodzących z tego kraju nie tylko nie ma dowodów, ale często także i pieniędzy, by wydanie tych dokumentów opłacić. Z brakiem dokumentów wiążą się z kolei inne problemy, m.in. dotyczące rejestracji ich pobytu w Polsce i związane z możliwością korzystania przez nich z różnych programów i pomocy. Dobra wola i cierpliwość - Problem polega na tym, żeby władze rumuńskie zechciały zwolnić niektóre przynajmniej z tych osób z opłat przy wydawaniu takich dokumentów (...) Będziemy się zastanawiać nad tym, jakie tutaj działania na przyszłość są możliwe. Padły już pewne deklaracje ze strony administracji i organizacji pozarządowych o współpracy i pomocy - dodała pełnomocniczka. - To jest do załatwienia, jeśli będziemy mieć dobrą wolę i cierpliwość - dodała. Odnosząc się do likwidacji "dzikich" koczowisk, Fuszara podkreśliła, że przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu różne państwa już przegrywały procesy w takich sprawach. - Pamiętajmy, że są pewne rozwiązania na poziomie krajowym, ale jeśli spojrzymy na to szerzej, z punktu widzenia praw człowieka, to może się okazać, że sprawa może być różnie interpretowana - oświadczyła. Zwróciła uwagę, że duża część romskich dzieci uczęszcza we Wrocławiu do szkół, gdzie są możliwości integracji. - Chcielibyśmy to rozszerzyć i na młodsze dzieci - dodała. Zaznaczyła, że są to dzieci często urodzone już w Polsce, które poza swą rodziną mówią po polsku i ich więzi kulturowe z Rumunia są "coraz luźniejsze". Poza pracownikami urzędu Fuszary, w spotkaniu brali w nim udział reprezentanci resortów: pracy i polityki społecznej, edukacji narodowej, administracji i cyfryzacji oraz spraw wewnętrznych. Obecni byli też pracownicy Urzędu ds. Cudzoziemców, Rzecznika Praw Obywatelskich, a także przedstawiciele wrocławskiego urzędu miasta, Województwa Dolnośląskiego i wojewody dolnośląskiego. Zaproszono też przedstawicieli organizacji pozarządowych, m.in. Amnesty International, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Stowarzyszenia "Nomada". Obecne były także osoby zajmujące się koczowiskami od strony naukowej, które od dawna mają kontakty ze społecznością romską.