Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że kierownictwo PiS dało Banasiowi czas na dymisję do wtorkowego południa. Na to, że sprawa jest "przesądzona i ostateczna" miały wskazywać pojawiające się w tym dniu "przecieki" do mediów. Jednak szef NIK się postawił. "Miał oznajmić, że nie odejdzie ze stanowiska, bo nie ma sobie nic do zarzucenia. Zaczął też przygotowywać sobie grunt do obrony - to m.in. ekspertyzy prawne, z których ma wynikać, że nie popełnił błędu, nie wpisując do oświadczenia majtkowego informacji o zabezpieczeniu kredytu na hipotece kamienicy przy Krasickiego 24 w Krakowie" - ustalił dziennik. Wolta Banasia - według "Rz" - miała zszokować władze PiS. Jak czytamy w gazecie, Banaś "ma mieć też pretensje do kolegów, że nie stanęli za nim murem, i do Mariusza Kamińskiego, któremu podlegają służy, że 'go zostawił'". "Na CBA nie było żadnych nacisków politycznych, by odpuścić Banasiowi" - dowiedziała się "Rzeczpospolita". Szef NIK niemal nieusuwalny Jak przypomina gazeta, szef NIK jest praktycznie nieusuwalny. Może zostać odwołany przez Sejm, gdy sam poda się do dymisji lub izba uzna, że stał się trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby. Może stracić stanowisko również po skazaniu prawomocnym wyrokiem sądu lub gdy Trybunał Stanu orzeknie wobec niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk. Marianowi Banasiowi nie postawiono do tej pory żadnych zarzutów karnych. W środę zakończyła się kontrola jego oświadczeń majątkowych, prowadzona przez CBA. Według ustaleń RMF FM, postępowanie wykazało przynajmniej dwie nieprawidłowości związane z kwestiami skarbowymi.Kontrola miała także związek z reportażem "Superwizjera" TVN, w którym ujawniono, że w kamienicy należącej do szefa NIK funkcjonował hotel z wynajmem pokoi na godziny. Więcej TUTAJ.Więcej w "Rzeczpospolitej".