Wiktor Ferfecki w swojej publikacji powołuje się na opinię strażaków spod Skierniewic, którzy są zdania, że powinni być wezwani do wypadku posła, bo w odróżnieniu od OSP w Paplinie mają nowy sprzęt medyczny. "Przecież byliśmy wcześniej jako pierwsi wzywani do wypadków, w których ginęło nawet osiem osób" - mówi Marek Wróblewski, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej z Woli Pękoszewskiej. "Gdy w przeszłości pogotowie nie mogło gdzieś dojechać, wzywano również nas, bo mamy nowy sprzęt medyczny" - dodaje. Podkomendny Wróblewskiego przyznaje, że to nie jest pierwsza taka sytuacja. "Mamy tutaj wrażenie walenia głową z mur. Po co te wszystkie szkolenia, kursy medyczne? Przecież na miejscu bylibyśmy 2 minuty po Paplinie" - zaznacza w rozmowie z "Rzeczpospolitą". "Rzeczpospolita" pisze, że wątpliwości wzbudza również wykorzystanie do akcji ratunkowej defibrylatora. Jeden ze świadków wypadków twierdzi, że strażacy uruchamiali go zbyt długo. Kolejna wątpliwość wiąże się z czasem dojazdu karetki. Była na miejscu dopiero o 7.05 - 40 minut od zgłoszenia wypadku.Okoliczności wypadku cały czas wyjaśnia łódzka prokuratura. Więcej w "Rzeczpospolitej".