Jak czytamy w artykule Izabeli Kacprzak i Grażyny Zawadki, Marek Falenta próbuje zabezpieczyć się na kilka sposobów. List do Andrzeja Dudy Przypomnijmy, w liście do prezydenta Falenta przedstawił ultimatum: albo zostanie ułaskawiony albo "ujawni zleceniodawców afery taśmowej". Jak pisał w liście - choć "zrobił, co do niego należało, wywiązał się ze wszystkich złożonych obietnic, to został okrutnie oszukany przez ludzi wywodzących się z Pana (Andrzeja Dudy) formacji". "Obiecali wiele korzyści i łupów politycznych. Czekałem lata codziennie łudzony, że niebawem nadejdzie dzień, w którym zostanę przez Pana ułaskawiony. Nie widać nadziei na jego nadejście. Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły" - groził w liście, który ujawniła "Rzeczpospolita". "Wiem, jak wyegzekwować obietnice, zabezpieczyłem się odpowiednio. To będzie wymagać pojednania się z wrogiem, ale nie pozostawiacie mi wyjścia" - twierdzi Marek Falenta. Jak w czwartek pisze "Rz", Kancelaria Prezydenta Dudy popełniła błąd - zakwalifikowała prywatny list jako kolejny, trzeci już wniosek o ułaskawienie i ruszyła machina proceduralna - czytamy. List trafił więc do prokuratora generalnego, a stamtąd do warszawskiego sądu, który skazywał Falentę. Według informacji "Rzeczpospolitej" najbardziej prawdopodobny scenariusz dalszego postępowania z Falentą to przesłuchanie go w śledztwie dotyczącym tzw. małej afery taśmowej (nagrań, które wypłynęły po zamknięciu głównego postępowania). List do Jarosława Kaczyńskiego Drugi list Falenty ujawniła "Gazeta Wyborcza". Pisze w nim: "Miałem świadomość, że przekazany materiał (z podsłuchów) będzie ujawniony i wykorzystany do wygrania przez pana partię oraz prezydenta wyborów. Dzięki Bogu tak się stało!". "Gdy odkryłem proceder nagrywania przez kelnerów, od początku przyszedłem z tymi informacjami, jeszcze przed aferą, do Pana byłego skarbnika Stanisława Kostrzewskiego, któremu jako pierwszemu pokazałem pozyskane nagrania. (...) Zatrudniłem wtedy jego siostrzenicę" - relacjonuje w liście do prezesa PiS Falenta. "Potem spotkaliśmy się u Pana w siedzibie przy ul. Nowogrodzkiej. To on skontaktował mnie z agentami służb CBA z Wrocławia i ABW z Katowic, którym otwarcie pokazałem, jaki materiał pozyskałem. Poprosili o kontynuację tej operacji, co też wykonałem" - czytamy. Jak podała rzeczniczka PiS, taki list dotarł do siedziby partii, ale nie nadano mu żadnego dalszego biegu. List do Mateusza Morawieckiego "Rzeczpospolita" ujawnia, że Marek Falenta wysłał także trzeci list - do premiera Morawieckiego. Gazeta nie zna jednak zawartej w nim treści. Według nieoficjalnych informacji dziennika, Falenta podał w trzecim liście więcej szczegółów niż w liście do prezydenta. Afera taśmowa Marek Falenta został skazany w 2016 r. przez Sąd Okręgowy w Warszawie na dwa i pół roku więzienia w związku z tzw. aferą podsłuchową. Wyrok uprawomocnił się w grudniu 2017 r. Sprawa dotyczyła nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury i rozwoju - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika. Ujawnione w tygodniku "Wprost", a następnie "Do Rzeczy" nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska. Falenta miał się stawić w zakładzie karnym 1 lutego br., jednak tego nie zrobił. Od tamtego czasu przez kilka miesięcy ukrywał się w Hiszpanii. W kwietniu został zatrzymany w okolicach Walencji, a następnie wydany Polsce.