Gen. Krzysztof Bondaryk był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w latach 2008-2013, a następnie do 2015 roku doradcą ministra obrony do spraw bezpieczeństwa cybernetycznego. Jak wskazuje, to za czasów jego pracy MON stało się celem ataków. Pierwsze ostrzeżenia nt. ataków ówczesny minister Tomasz Siemoniak otrzymał z ABW latem 2013 roku. Zdaniem byłego szefa ABW hakerzy mogli działać co najmniej przez cztery lata, od 2009 roku. Raport z 2014 roku wykazał, że poniesione straty to m.in. kilkaset zhakowanych kont, należących do pracowników Inspektoratu Uzbrojenia, pionu kadr, sekretariatu ministra obrony narodowej oraz członków kierownictwa resortu. Skradziono również kilkaset tysięcy wiadomości. Jak wskazuje były szef ABW, e-maile mogły zawierać m.in. projekty stanowisk w negocjacjach, notatki ze spotkań z partnerami NATO czy szczegóły przetargów zbrojeniowych. Bondaryk nie informuje, kto stał za atakiem. Wiele z poszlak wskazuje jednak na Rosję. Prezes Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, Mirosław Maj, podkreśla z kolei, że to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Jak mówi, nie można wykluczyć, że MON został zhakowany przypadkowo, w ramach ataku na inne sieci. Były szef ABW wskazuje, że głównymi przyczynami ataków była "niefrasobliwość wojskowych", którzy nie przestrzegają zasad bezpieczeństwa oraz błędy w zarządzaniu. Jak podaje "Rzeczpospolita", aktualne kierownictwo MON ma przyjrzeć się informacjom przekazanym przez Krzysztofa Bondaryka. Więcej w "Rzeczpospolitej".