Dodał, że "wszyscy, którzy mogą przyczynić się do uzyskania przez sąd tej wiedzy, która będzie sądowi niezbędna, powinni to uczynić". - Z nadzieją oczekuję, że przewód sądowy doprowadzi wreszcie do uzyskania odpowiedzi na fundamentalne pytanie: Jak to się stało, dlaczego to się stało, kto jest winien, a kto nie jest winien - zaznaczył. Miller spodziewa się, że sąd będzie starał się uzyskać odpowiedź na "wszystkie dręczące nas pytania". - Oby to się powiodło - dodał. Premier będzie jedną z 24 osób, które zostaną wezwane do sądu, by złożyć zeznania na procesie Lwa Rywina. Zapytany, czy nadal "ręczy głową" za szefową swojego gabinetu politycznego Aleksandrę Jakubowską. - Nie mam żadnych dowodów ani powodów, aby mieć inny pogląd - odpowiedział Miller. Podkreślił, że stosuje twardą zasadę, iż dopóki nie ma końcowego raportu komisji śledczej (badającej aferę Rywina - red.), to nie powinien komentować sprawy. - Inni też nie powinni tego czynić - dodał. Sąd nie wyznaczył pierwszego terminu rozprawy, ponieważ wciąż pracy nie zakończyła sejmowa komisja śledcza, badająca aferę. - Bardzo byłoby niedobrze, aby świadkowie byli przesłuchiwani w obu tych trybach - mówi sędzia Wojciech Małek. Proces Rywina ruszy więc dopiero wtedy, kiedy komisja skończy przesłuchiwać wszystkich świadków. Ich zeznania będą dołączone do akt prokuratorskich. Przewodniczący komisji Tomasz Nałęcz mówi, że jest zadowolony z takiej decyzji sądu: - Ta decyzja sądu powinna skłonić nas do koncentracji w pracy nad sprawozdaniem, bo to jest wielkie zobowiązanie. Dopóki my obradujemy, Lew Rywin jest poza zasięhiem wymiaru sprawiedliwości. Proszony o skomentowanie pogłosek, że obrona Rywina na świadka chce wezwać redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", Adama Michnika, Nałęcz odpowiada: - Każda linia obrony jest zasadna, nawet taka, że diabeł ubiera się w ornat i ogonem na mszę dzwoni.