Antonio Tajani spotkał się Ryszardem Czarneckim we wtorek; osobno rozmawiał z europosłanką PO Różą Thun. Spotkania te były konsekwencją wniosku liderów czterech grup politycznych w PE: chadeków, socjalistów, liberałów i Zielonych, domagających się odwołania Czarneckiego za porównanie Thun do szmalcownika. Kierownictwo PE zajmie się wnioskiem 1 lutego. "Nie będę się kajał, ponieważ uważam, że politycy totalnej opozycji, którzy wciągają instytucje międzynarodowe i media do ataku na Polskę, w ten sposób załatwiając swoje partykularne, partyjne interesy, robią rzecz fatalną" - powiedział Czarnecki w PR24. Podkreślił, że wypowiedzi europosłanki PO Róży Thun, która ostrzegała, że Polsce grozi dyktatura, były "nie do przyjęcia, absolutnie hańbiące i skandaliczne". "Te wypowiedzi skrytykowałem i dalej podtrzymuję tę krytykę wobec pani von Thun und Hohenstein z PO i innych polityków z opozycji totalnej, którzy biegają z donosami na własny kraj do instytucji międzynarodowych czy do mediów poza Polską. Będę oceniał ich bardzo, bardzo krytycznie" - podkreślił. "Matematyka jest tutaj prosta" Czarnecki pytany o swoje spotkanie z Tajanim przypomniał, że przebieg rozmowy nie będzie ujawniony. "Nic się nie zmieniło w tym sensie, że zostałem poinformowany, że szefowie czterech z pięciu największych grup w Parlamencie Europejskim domagają się mojego odwołania, i że decyzje w tej sprawie zapadną w przyszłym tygodniu, w czwartek, 1 lutego. To znaczy, czy będzie to głosowane i kiedy będzie to głosowane. Jest prawdopodobne, że już na sesji lutowej europarlamentu w Strasburgu kwestia odwołania polskiego wiceprzewodniczącego europarlamentu stanie na wokandzie tejże instytucji" - powiedział europoseł. Pytany o informacje podane przez RMF, że zostanie odwołany z funkcji wiceszefa PE, Czarnecki odpowiedział, że "matematyka jest tutaj prosta". "Rzeczywiście ci, którzy chcą odwołać Polaka z funkcji wiceszefa europarlamentu, mają wyraźnie więcej głosów ponad limit konieczny do tego, a głosowanie jest tajne" - zauważył. Co powiedział Czarnecki Sprawa zaczęła się od reakcji Czarneckiego na wystąpienie Thun w materiale niemiecko-francuskiej telewizji Arte na temat sytuacji polityczno-społecznej w Polsce pod rządami PiS. Pokazano w nim m.in. fragmenty antyrządowych demonstracji. "O demokrację w Polsce walczyliśmy od dekad, a oni (PiS) chcą to wszystko zniszczyć. Jak tak dalej pójdzie, w Polsce nastanie dyktatura (...). Jak się raz zniszczy demokrację i wolność, to nie wiem, jak to odbudować (...). Jestem przekonana, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej" - powiedziała Thun w reportażu. Czarnecki, komentując wypowiedzi europosłanki, powiedział 3 stycznia w wywiadzie dla portalu niezalezna.pl: "Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj. (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję".