Taką informację przekazała dziś dyrektor biura poselskiego Niesiołowskiego Aleksandra Woron. Uzyskała ona wiadomość, że Ryszard C. we wtorek, 19 października, czyli w dniu zabójstwa, był między godz. 8 a 9 rano w budynku, w którym mieści się biuro Niesiołowskiego. - Pytał o pana marszałka Niesiołowskiego. Po uzyskaniu informacji od osób znajdujących się w budynku, o tym, że go nie ma i biuro jest zamknięte, spytał o siedzibę biura PiS-u i odszedł - poinformowała Aleksandra Woron. Do zbrodni w biurze PiS doszło po godz. 11. Pan Bóg mnie ochronił - Miałem wielkie szczęście. Ta wiadomość mnie zmroziła. Jak pomyślę, że ten człowiek z pistoletem, z którego za godzinę zastrzelił człowieka, mnie szukał, to poczułem, że Pan Bóg mnie ochronił. To ja mógłbym te kule otrzymać. Nie sądzę, żeby przyszedł do mnie w przyjaznych zamiarach, on mnie szukał - powiedział dziś Niesiołowski. Jak podkreślił, ta informacja pokazuje teraz, że całkowitym nonsensem było twierdzenie, że zabójstwo w Łodzi to był zamach polityczny, że był plan ukierunkowany na jedną partię polityczną, przeciw jednemu politykowi. - Jeśli taką konstrukcję przyjąć, to można powiedzieć, że pierwszym politykiem na liście łódzkiej byłem ja - powiedział polityk Platformy. Według niego bardzo pochopne były twierdzenia polityków PiS, że zabójca był motywowany "rzekomą antypisowską nagonką". - On miał na liście przedstawicieli wszystkich partii parlamentarnych, z wyjątkiem PSL, ale jako pierwszy przyszedł do mnie - zaznaczył Niesiołowski. Co robił Ryszard C.? Rzecznik łódzkiej prokuratury, prowadzącej śledztwo w sprawie zbrodni w biurze PiS, Krzysztof Kopania poinformował, że dyrektor biura poselskiego Niesiołowskiego została w poniedziałek przesłuchana w tej sprawie. Nie chciał jednak ujawnić treści jej zeznań. - Są one obecnie wnikliwie weryfikowane - powiedział Kopania. Przypomniał, że prokuratura bada m.in. co Ryszard C. robił pomiędzy połową lipca, gdy wymeldował się z Częstochowy i sprzedał dom, a przyjazdem do Łodzi, gdzie zameldował się w hotelu 13 października. Śledczy ustalają m.in. czy był przed zabójstwem w Warszawie, gdzie się zatrzymał i co tam robił. Policjanci przesłuchują pracowników biur poselskich i pokazują im zdjęcia podejrzanego. - Policjanci realizują czynności w różnych miejscach na terenie Polski m.in. w Warszawie i Częstochowie. Badamy również miejsca związane z politykami, w tym ustalenia czynione są w biurach poselskich polityków różnych opcji - dodał prokurator. Szef MSWiA Jerzy Miller w czwartek mówił w Sejmie, że Ryszard C. zamierzał zabijać polityków już wcześniej, próbował kupić karabin. Ryszard C. - w swobodnej wypowiedzi po zatrzymaniu - miał oświadczyć, że od ponad roku planował zabójstwo jednego z czołowych polityków. Miller poinformował, że po zatrzymaniu w Łodzi znaleziono u niego m.in. kartki z groźbami karalnymi, dotyczącymi nie tylko znanych osób, ale także takich, o których media nie informują. Bez nazwisk Łódzcy prokuratorzy nie ujawniają wymienionych w notatkach podejrzanego nazwisk polityków, ani ich liczby. Zdaniem prokuratury, nie ma obecnie podstawy do rozszerzenia zarzutów o groźby karalne w stosunku do wymienionych tam polityków. Przyznają jednak, że to oświadczenie, a także inne dowody wskazują na polityczny motyw działania podejrzanego. Po zabójstwie ochronę BOR zaproponowano w sumie kilkunastu politykom. Wiadomo, że przyjęli ją m.in. europosłowie PiS Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro, b. premier Leszek Miller, szef SLD Grzegorz Napieralski oraz Stefan Niesiołowski. Ryszard C. został w poniedziałek w piotrkowskim areszcie poddany badaniom psychiatrycznym. Biegli mają ustalić, czy w chwili popełnienia zarzucanych mu przestępstw był poczytalny. Wyniki badania mają być znane w przyszłym tygodniu; jeżeli biegli na tej podstawie nie będą w stanie ocenić jego poczytalność, to konieczna będzie kilkutygodniowa obserwacja psychiatryczna Ryszarda C. Łódzki sąd wyznaczył już z urzędu adwokata dla Ryszarda C. Sąd ani prokuratura nie ujawniają na razie jego nazwiska. Prokuratura zapowiada, że znaleziona przy Ryszardzie C. kartka z odręcznymi notatkami, zatytułowana "oświadczenie", prawdopodobnie zostanie poddana badaniu przez biegłego grafologa. W miniony wtorek do łódzkiej siedziby PiS wtargnął 62-letni Ryszard C., który zaatakował znajdujące się tam osoby. Zastrzelił Marka Rosiaka, męża b. wiceprezydent Łodzi, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego. Później - jak ustalili śledczy - strzelił do 39-letniego asystenta posła Jagiełły - Pawła Kowalskiego; gdy chybił, zaatakował go paralizatorem i ranił nożem. Świadkowie tragedii twierdzą, iż krzyczał, że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego i "powystrzelać pisowców". 62-letniemu b. mieszkańcowi Częstochowy przedstawiono zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa z użyciem broni palnej. Według śledczych w obu przypadkach motywem ataku była przynależność partyjna obu ofiar. W prokuraturze mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Łódzki sąd aresztował go na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie. Po zatrzymaniu Ryszard C. podczas rozmowy z policjantami miał mówić, że nienawidzi PiS i rządów tej partii przed kilkoma laty oraz że ma nowotwór i zostało mu kilka miesięcy życia, i w ten sposób chciał wyrazić swoje poglądy polityczne. Po zatrzymaniu miał się też domagać kontaktu z dziennikarzami. Ryszard C. to były taksówkarz, wcześniej nie był notowany. W czasach PRL - według mediów - miał być tajnym informatorem milicji. Ma podwójne obywatelstwo: polskie i kanadyjskie; przez wiele lat pracował w Kanadzie. Z informacji policji wynika, że cieszył się pozytywną opinią w miejscu zamieszkania.