Według Rycharda pierwszy rok II kadencji jakiegokolwiek rządu niesie i pozytywy, i negatywy. "Jest łatwy w tym sensie, że zawsze początek jakiejś kadencji daje szanse na pokazanie nowego otwarcia, nowych pomysłów. Ale jest też trudny z tego powodu, że jest to początek nie pierwszej, tylko drugiej kadencji, w związku z czym pojawiają sie skłonności do zadawania pytań: co z tego, co było obiecywane na początku pierwszej kadencji, zostało zrobione" - powiedział PAP naukowiec. Jak ocenił, Tusk próbował z tego problemu wybrnąć wygłaszając w zeszłym roku "coś w rodzaju expose", które - jak podkreślił Rychard - zwykle przecież wygłasza się rozpoczynając misję. Generalnie - według eksperta - w przypadku rządu PO-PSL w tym okresie przeważyły elementy trudne. "Ten pierwszy rok drugiej kadencji był trudny dla Donalda Tuska" - powiedział Rychard. Jak podkreślił, Tusk od razu na początku II kadencji musiał się zmierzyć z wieloma problemami. "A powiedziałbym, że końcówka tego pierwszego roku była chyba nawet trudniejsza niż jego początek" - dodał Rychard. "Już na początku pojawiły się pewne wyzwania, które stawiały rząd i w ogóle PO w nowej sytuacji. ACTA to był sygnał mówiący o tym, że być może ta część elektoratu, która tradycyjnie była uważana za główną część elektoratu wspierającą PO, tzn. młodzi wykształceni ludzie, raptem poczuła się pozostawiona przez PO sam na sam ze sprawami dla nich ważnymi takimi jak sfera wolności w Internecie" - podkreślił Rychard. "W pewnym sensie protest przeciwko ACTA bardzo mocno - jeśli tak można powiedzieć - postarzył PO. Okazało się, że jej główni zwolennicy nie czują się przez PO wspierani" - dodał. Generalnie PO - zdaniem Rycharda - znalazła się w tym roku w nowej i trudnej dla siebie sytuacji konfrontacji. "Została skonfrontowana z sytuacją, że musi oddawać pola, na których się dotąd czuła dobrze: młodzi - protestują przeciwko ACTA, PiS - zaczyna w pewnym momencie mówić językiem merytorycznych debat i wysuwa kandydata na technicznego premiera mającego jednoczyć opozycję, a wiceszef rządu i prezes głównej partii koalicyjnej (Waldemar Pawlak) przedstawia się jako główny obrońca przedsiębiorców" - mówił. "To wszystko były do tej pory pola, na których PO dobrze się czuła i zaczęła je oddawać" - dodał. Podkreślił też, że chociaż ostatnie wydarzenia związane z tematem trotylu na wraku Tu-154M ponownie sprowadziły PiS do "tradycyjnej retoryki, z którą sobie PO daje radę", to jednak wcześniej w działaniach opozycji pojawiały się nowe elementy, które bardzo utrudniały sytuację PO i premiera, bo opozycja organizująca merytoryczne debaty okazała się znacznie trudniejsza dla PO, niż zajmująca się wyłącznie katastrofą smoleńską. Rychard zaznaczył, że choć rząd podjął próbę zrobienia istotnych reform - przede wszystkim chodzi o reformę wieku emerytalnego - to nie podjął próby dobrego jej "sprzedania". "(Reforma ta) nie została dobrze sprzedana pod względem PR i spotkała się z dużą krytyką, chociaż była konieczna" - ocenił. Ekspert podkreślił, że choć ten rok był "naznaczony pewnymi trudnymi wyzwaniami typu ACTA, Amber Gold czy potem problemami z zamianą ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, co się dokładało do nienajlepszego obrazu (rządu)", to gabinet Tuska radził sobie z tym wszystkim lepiej, niż pokazywała krytyka, jaką próbowała na tym tle budować opozycja". "Opozycja zbudowała - przy pewnej pasywności PO szczególnie w drugiej części tego pierwszego roku - narrację o jakiejś kompletnej katastrofie, w którą Polska nieomalże już jest wplątana całkowicie tudzież stoi w przededniu tej katastrofy" - ocenił Rychard. Z tej sytuacji wynikły - jego zdaniem - bardzo silne oczekiwania wobec tzw. drugiego expose premiera Tuska. W ocenie Rycharda było ono "na tyle dobre, żeby się zmierzyć z rzeczywistością", ale trudno było mu "zmierzyć z opowieścią o tej rzeczywistości, bo ta opowieść budowana przez opozycję była o wiele bardziej katastroficzna niż rzeczywistość". "Można powiedzieć, że w ciągu tego pierwszego roku - mimo umiarkowanych prób reformowania przez PO - ten główny cel deklarowany przez jakiś czas przez Donalda Tuska, żeby ta ciepła woda w kranie była, był jakoś zaspokajany. Okazało się - kto wie, na ile w wyniku działań rządu, a na ile w wyniku przedsiębiorczości Polaków - że ta ciepła woda w kranach jest. Tym niemniej okazywało się też, że bardzo silna jest chęć opozycji przejęcia władzy i stąd wytwarzanie takiego wrażenia, że oto jesteśmy w przededniu jakiejś zmiany (...); premier z kolei zadecydował się na wotum zaufania. To wszystko stwarzało wrażenie, że jesteśmy w przededniu przełomu, a tym czasem takiego przełomu w zasadzie nie było" - mówił Rychard. Jego zdaniem, gdyby premier był bardziej aktywny od samego początku II kadencji, "to być może pod koniec roku nie dochodziłoby do takiego przesilenia, do konieczności tego wotum zaufania".