Rano w RMF FM Rybiński, b. wiceprezes NBP i kandydat Obywateli do Senatu z warszawskiej Pragi, mówił: "Osobiście formowano wobec mnie wielokrotnie oskarżenia. Próbowano mnie przekupić. Ze strony bardzo wysoko postawionej osoby, bardzo blisko Donalda Tuska, otrzymałem ofertę zostania prezesem urzędu centralnego. Odmówiłem". Mówił też, że jego żonę straszono utratą pracy. W późniejszej rozmowie z PAP zadeklarował, że jest gotów spotkać się z premierem Donaldem Tuskiem, by przedstawić mu szczegóły tej sprawy. Jak mówił, ofertę objęcia stanowiska uważa za próbę "wyciszenia krytyki". Mam takie zasady Rybiński nie chciał ujawnić zarówno nazwiska osoby, która miała mu złożyć tę ofertę, ani powiedzieć, o jaki urząd centralny chodzi. - Mam takie zasady, że nie ujawniam osób, z którymi rozmawiałem, w biznesie tak się po prostu robi - powiedział. Jak relacjonował, oferta padła, kiedy "bardzo ostro" krytykował rząd. A - jak dodał - rozpowszechniane przez niego porównanie Tuska do Gierka "było bardzo nośne i przebiło się do wszystkich mediów". - Wkrótce dostałem prośbę o spotkanie z osobą u szczytu władzy, z najbliższego otoczenia premiera, która złożyła mi taką propozycję - mówił Rybiński. Zaznaczył, że odrzucił tę ofertę. - To jest naganne, tak nie powinno być i mam nadzieję, że ujawnienie tego faktu spowoduje, że rząd nie będzie unikał rzetelnej debaty przez oferowanie lukratywnych stanowisk swoim adwersarzom - powiedział. Jak dodał, mówiąc o sprawie chciał ujawnić "pewien mechanizm, który według jego wiedzy jest coraz częściej stosowany i jest groźny dla demokracji". - Jeżeli ludzie używają funkcji publicznych po to, by wywierać naciski i ograniczać prawo wolności słowa innym ludziom, to jest to zagrożenie dla demokracji - uważa Rybiński. Element kampanii Do sprawy odniósł się rzecznik rządu Paweł Graś: "Nie znam żadnego urzędnika z kancelarii premiera, który składałby jakiekolwiek propozycje panu Rybińskiemu. Traktuję to jako element kampanii wyborczej, takiego zaistnienia medialnego, co jak widać mu się udało". Jak podkreślił rzecznik, polskie prawo przewiduje odpowiednie instytucje, do których należy zgłaszać tego typu sytuacje. - O ile wiem, pan Rybiński tego nie zrobił, więc zarzuty te są, delikatnie mówiąc, mało wiarygodne - zaznaczył. Według rzecznika rządu, Rybiński kandydując do Senatu przestał być niezależnym ekspertem, zajął się działalnością polityczną i prowadzi kampanię wyborczą. - Startuje do Senatu, w swoim okręgu ma kontrkandydatów i z nimi może debatować na dowolne tematy i do woli - dodał Graś. Z kolei rzecznik klubu PO Paweł Olszewski ocenił, że Rybiński jest w swoich oskarżeniach niewiarygodny, bo jeszcze niedawno mówił, że nie będzie kandydował i zajmował się polityką, a tymczasem kandyduje. - Ja traktuję te wypowiedzi jako wypowiedzi o charakterze wyborczym i politycznym, tym bardziej, że prof. Rybiński jest dość enigmatyczny w tych wypowiedziach, (cechuje je - PAP) duży poziom ogólności, brak szczegółów - powiedział Olszewski. Jego zdaniem, jeśli sytuacja, o której mówi Rybiński, miała miejsce, "to powinien złożyć doniesienie do prokuratury, czego nie zrobił".