Ryba przeważnie powtarzał to, co już zeznał przed komisją w trakcie swojej swobodnej wypowiedzi w marcu. - Mówiono mi nie tyle, że warto go (Andrzeja Leppera) obciążyć, ale że temu człowiekowi właściwie nic już nie zaszkodzi, że trzeba go odstrzelić i ratować siebie, że ten człowiek i tak jest już pod lodem, są dokumenty, są kwity - podkreślił. Ryba zeznał ponownie, że w prokuraturze i siedzibie CBA nakłaniano go do obciążenia - oprócz Leppera - także innych polityków - Jerzego Szmajdzińskiego (SLD) i Grzegorza Schetyny (PO). - Pytano mnie o działalność gospodarczą żony posła Schetyny - powiedział. - Było to wyraźne nakłanianie do złożenia zeznań, które pokażą chęć mojej współpracy. Największy nacisk kładziono na Andrzeja Leppera. (...)Oczekiwano ode mnie czegokolwiek, co mogłoby potwierdzić, że ci ludzie są zaangażowani w jakąkolwiek działalność przestępczą na poziomie gospodarczym - zaznaczył. Jak dodał, wśród osób, które rozmawiały z nim na ten temat byli m.in. zastępcy szefa CBA: Maciej Wąsik i Ernest Bejda. Według Ryby postawiono mu ultimatum: "zeznasz, podpiszesz, pomożemy ci z tego wyjść". - To nie były sugestie, to były wprost propozycje. Dlatego było to bulwersujące - ocenił. Dzisiaj Ryba mówił również o nieprawidłowościach, których - w jego opinii - dopuściły się w tzw. aferze gruntowej CBA i prokuratura. Zarzucił prokuraturze m.in. "nieprawidłowy reżim aresztowań". Ryba podkreślił, że przebywał w areszcie rok "w wyniku fałszywych zeznań", które - jak uznał - mogło sfabrykować przeciwko niemu CBA. Dodał, że ma wątpliwość, czy prokuratura działa sama, czy w porozumieniu z CBA. - Za pieniądze były kupowane zeznania, przez które rok siedziałem w areszcie.(...) Prokurator wiedział, że były to sfałszowane dokumenty - zaznaczył. Ryba podkreślił, że wszystkie, oprócz jednego, przesłuchania CBA z jego udziałem nie były protokołowane, oraz że podczas nich nie miał możliwości swobodnego kontaktu z obrońcą. Dzisiaj zarzucił ówczesnemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu kłamstwo. - Powiedział przed komisją, wprowadzając ją w błąd, że tym co zdecydowało o podjęciu akcji było zgłoszenie się biznesmena, który przyszedł z nagraniem rozmowy korupcyjnej. To jest kłamstwo, nieprawda. Może został wprowadzony w błąd przez kogoś, kto przygotowywał te materiały - uzasadnił Ryba. - Nie było takiego nagrania. Ono pojawiło się później, kiedy funkcjonariusze tegoż biznesmena wyposażyli w sprzęt i pouczyli, jak ma rozmawiać - dodał. Ryba mówił też, że zgody na poszczególne czynności ws. afery gruntowej "wydawano w sposób nieprawidłowy przez osoby nieuprawnione". Ocenił, że praca funkcjonariuszy CBA to "jedna wielka mistyfikacja". - Korupcji nie było. Została wymyślona, wykreowana - podkreślił. Ryba został ws. tzw. afery gruntowej z 2007 roku nieprawomocnie skazany na dwa i pół roku więzienia. Sąd uznał, że razem z Andrzejem K. są winni płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w kierowanym przez Andrzeja Leppera resorcie rolnictwa i podjęcia się za łapówkę załatwienia w ministerstwie odrolnienia 40 ha ziemi na Mazurach. Pod koniec maja Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił jednak wyroki dla Ryby i Andrzeja K. i zwrócił sprawę sądowi I instancji do ponownego rozpatrzenia. We wrześniu prokuratura zarzuciła b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu nadużycie uprawnień, kierowanie nielegalnymi działaniami operacyjnymi CBA, dotyczącymi wręczenia łapówki osobom powołującym się na wpływy w resorcie rolnictwa i funkcjonariuszom publicznym oraz kierowanie podrabianiem dokumentów i wyłudzeniem poświadczenia nieprawdy w oparciu o te dokumenty.