Śledczy podkreślają, że dochodzenie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie. - Myślę, że dla rodziców Bartka, będzie to absurdem, jeżeli dowiedzą się, że ktoś stara się przedstawiać mi jakiekolwiek zarzuty. Ja sądzę, że będzie to prowadzone w sprawie, a ja będę przesłuchiwany w charakterze świadka. Nie było ani żadnego wymuszania i nie było jakiegokolwiek ryzyka, że zarzuty takiej treści mogą być skierowane przeciwko mnie. Myślę, że prokuratura wbija sobie kolejnego gola, ponieważ ludzie, którzy będą kiedykolwiek chętni policji, będą się bali przekazywać informacje organom ścigania. Ze względu na to, że będzie istniało ryzyko postawienia im zarzutów. Zarzutów wytworzonych sztucznie - podkreślił Rutkowski. Śledczy zajmą się dwoma wątkami sprawy Rutkowskiego. Po pierwsze, prokuratura będzie sprawdzać, czy wobec matki Magdy nie używano przemocy lub gróźb, żeby wywrzeć na nią wpływ i nakłonić do wyjawienia prawdy. Druga sprawa to ustalenie, czy Rutkowski nie podejmował działań, które zastrzeżone są dla organów ścigania. Prokuratura ustaliła jednocześnie, że policja została oficjalnie powiadomiona o zaangażowaniu firmy Rutkowskiego w poszukiwania dziecka. - Rozmowa z Katarzyną W. miała charakter absolutnie towarzyski. Nie widzę tutaj żadnego ryzyka. Ja muszę powiedzieć, że prasa zachodnia śmieje się z tego. Przykład? Francuski tytuł "Rutkowski na wygnaniu", Niemcy zapraszają mnie do kolejnej produkcji filmu "Detektyw". Dojdzie do sytuacji takiej, że ludzie wyjdą w związku z tymi zdarzeniami na ulice. Naród się oburzy, bo nie wolno niszczyć ludzi, którzy pomagają w wykrywaniu przestępstw - powiedział Rutkowski.