Byli oni świadkami Jarosława Kaczyńskiego w procesie cywilnym, jaki prezes PiS wytoczył za naruszenie swych dóbr osobistych wicemarszałkowi Sejmu Stefanowi Niesiołowskiemu z PO. Proces ruszył dzisiaj; w sądzie stawili się i powód, i pozwany. Po przesłuchaniu świadków sprawę odroczono do 26 maja, kiedy ma odbyć się przesłuchanie obu polityków jako stron procesu. J. Kaczyński chce, by sąd nakazał Niesiołowskiemu przeprosiny za jego wypowiedź medialną z 2008 r., że książkę pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" (o domniemanej współpracy Wałęsy z SB w początku lat 70. - PAP) Cenckiewicz i Gontarczyk napisali na polecenie J. Kaczyńskiego. Prezes PiS czuje też się dotknięty słowami Niesiołowskiego, że wykorzystując swe polityczne znaczenie, miał on wpłynąć na powstanie i treść tej książki, "w akcie politycznej zemsty, w celu zdyskredytowania swoich przeciwników politycznych". Według pozwu, Niesiołowski miałby na swój koszt zamieścić stosowne przeprosiny w "Gazecie Wyborczej" i w TVN24 oraz wysłać je powodowi. J.Kaczyński chce też, by sąd zobowiązał Niesiołowskiego do wpłaty 10 tys. zł na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej. Niesiołowski, który wnosi o oddalenie pozwu, mówił, że potrafi udowodnić, iż "bez polityki PiS książka o Wałęsie by nie powstała". Dodawał, że dziwi go, że w politycznej dyskusji idzie się do sądu, zamiast polemizować publicystycznie. Zgodnie z prawem, pozwany - by nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych - musi dowieść sądowi, że mówił prawdę lub przynajmniej, że działał w interesie publicznym i dlatego jego działanie nie było bezprawne. "Nie uważam, żeby to była osoba na tyle istotna" J. Kaczyński powiedział dziennikarzom, że świadkowie nie potwierdzili "nieprawdziwych i obraźliwych tez" Niesiołowskiego, które godziły nie tylko w niego, ale i autorów "rzetelnej książki, która mówi o niemiłej, także dla niego, prawdzie". Dodał, że normalnie nie reaguje na słowa wicemarszałka Sejmu, bo "nie uważa, żeby to była osoba na tyle istotna". Zaprzeczył, by taki proces jak ten, mógł grozić wolności słowa, bo to "nagonka na tę książkę jest zagrożeniem dla wolności". Pełnomocnik Niesiołowskiego oświadczył sądowi, że nie twierdzi, by Kurtyka, Cenckiewicz i Gontarczyk mieliby dostawać jakiekolwiek polecenia od J. Kaczyńskiego co do książki. Pełnomocnik J. Kaczyńskiego był jednak za ich przesłuchaniem, bo mają mówić o braku presji powoda na IPN. Sąd w końcu zdecydował się na ich przesłuchanie. Kurtyka: Premier nic nie sugerował Prezes IPN Janusz Kurtyka zeznał, że miał kontakty służbowe z J. Kaczyńskim jako premierem i rozmawiał z nim o sprawie, gdy książka już powstawała. Kurtyka nie pamiętał szczegółów tej rozmowy, bo wątek tej książki był w niej "marginalny", ale zapewnił, że "nie było w żaden sposób nic sugerowane" ze strony premiera. - Pytał, czy książka w ogóle wyjdzie; to była rozmowa ogólna, dotycząca potrzeby tej książki, a nie tego, co ma się w niej ukazać - oświadczył świadek. Jego zdaniem, J.Kaczynski nie wiedział wtedy, co szczegółowo będzie w książce.